wtorek, 29 stycznia 2013

Elementarz


To jest cheder, a tam stoi młyn. Cheder to szkoła. Josek uczy się w chederze. Josek to Żyd. To jest książka Joska. A tu hebrajskie litery. Alef... Bet... powtarza chłopiec. To jest tate Joska. Tate jest dumny z syna.

To jest droga. Drogą jedzie wóz. Na wozie siedzą Żydzi. To jest Josek, a to jego tate. Tam jest kirkut. Kirkut to cmentarz żydowski. Tu stoi Niemiec. Niemiec trzyma karabin.

To jest cheder, a tam stoi młyn.
Cheder jest pusty.



Działoszyce. Dawny budynek chederu. Na drugim planie pozostałości młyna.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Śnieg


Od kilku tygodni sypie śnieg. Cicho, niepostrzeżenie uzupełnia wydeptane, rozjeżdżone ubytki dnia. Powoli, płatek za płatkiem osiada miękko: na drzewach, chodnikach, dachach samochodów. Po południowej drzemce i filiżance kawy podchodzę do okna, a on już tam jest. Jak pianka na cappucino, albo świeża, czysta, puchata kołderka.

Miło patrzeć na śnieg zza szyby ciepłego mieszkania. Po tej stronie świece, filmy, książki i wirtualny świat internetu, za oknem ten prawdziwy. W swoim białym przebraniu czaruje i uwodzi. Nikogo nie zwiedzie jego pozorna łagodność, ale już piękno - owszem.

Na zasypanych chodnikach nie słychać stukotu obcasów. Mróz zagnał dziatwę do domów. Tę samą ciszę i warstwę śniegu odnalazłam na kirkucie. Pod świeżą, czystą, puchatą kołderką śpi snem wiecznym Henio Halkowski.



niedziela, 27 stycznia 2013

Apel Pamięci


W Warszawie na Próżnej o 15:00 Apel Pamięci. U mnie dom pełen Bruno Schulza, bo to ważne, żeby Holokaust nie był tylko zatrważającą liczbą 6 milionów, ale miał imiona, nazwiska i twarze. 

O 18:00 - jak co roku - postawimy w oknach zapalone świece...


Moje ulubione zdjęcie Bruno Schulza. Źródło.
Zginął w rodzinnym Drohobyczu, zastrzelony na ulicy 19.11.1942.

środa, 23 stycznia 2013

Piotr S.


Dopiero co kupiłam (w Taniej Książce, bo to nie jest nowa pozycja) książkę Joanny Olczak-Ronikier “Piwnica pod Baranami”. Legendarny album, legendarnej autorki o legendarnym miejscu, którego założycielem i dobrym duchem był Piotr Skrzynecki.

Przeglądam, wącham (zawsze wącham nowe książki, dlatego nie próbujcie mnie przekonywać do e-book’ów:), podczytuję... i prawie natychmiast trafiam na poniższy malunek.



Piotr S. czułym okiem patrzy na trzymaną w dłoni - emanującą ciepłem i blaskiem Gwiazdę. Gwiazdę o nieprzypadkowym kształcie.


wtorek, 22 stycznia 2013

Słońce i mgła


Jak nie odrywając stóp od lądu zawitać do Wielkiej Brytanii? W tym celu wystarczy udać się na Gibraltar, który jest jej - cóż za urocze określenie! - zamorskim terytorium. We wrześniu ubiegłego roku miałam przyjemność podziwiać skrawek kraju bobby-iego i czerwonej budki telefonicznej, a na zalanych słońcem (tak, tak) ulicach posłuchać British English.

Czekając na wjazd na Skałę przeglądamy pobraną z okienka Informacji Turystycznej mapkę. Już po chwili słyszę tryumfalny głos Piotra: “Zobacz sama!” Patrzę, patrzę i... nic nie widzę. “No przecież Gwiazdy...” - nawiguje Piotr. Gwiazdy?! - albo mnie upał otumanił, albo Piotrowi zaszkodził. “Gwiazdy Dawida!” - prawie krzyczy.

Nie wierzę własnym oczom, nie wierzę mapce. Biegnę do pani w okienku i pytam, czy to prawda, że na maleńskim Gibraltarze są aż cztery synagogi?! Pani ze stoickim spokojem potwierdza, a u moich ramion wyrastają skrzydła. Już wiem, co będę robić w tzw. wolnym czasie.

Pod arabskimi rządami Żydom na Półwyspie Iberyjskim żyło się dobrze. Niestety położyła temu kres rekonkwista (wyparcie Maurów przez chrześcijan), zakończona panowaniem Królów Hiszpańskich - Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego. W chrześcijańskiej Hiszpanii zabrakło miejsca dla Żydów. Prześladowani, zmuszani do przyjęcia obcej wiary, zostali w końcu (1492 rok) wypędzeni.

Na początku XVIII wieku - w czasie wojny o sukcesję hiszpańską interesujący nas Gibraltar został zajęty przez Wielką Brytanię i - jak już wiemy - pozostaje w jej dobrach do dziś. A skąd wzięli się tam Żydzi? Władających językiem ladino żydowskich kupców z Maroka sprowadzono na Gibraltar w celu zapobieżenia problemom aprowizacyjnym w brytyjskich oddziałach. Natychmiast przyciągnęło to sefardyjskich współbraci z innych europejskich miast, takich jak Livorno, Londyn, czy Amsterdam. Tu czuli się bezpieczni i bez przeszkód mogli publicznie wyznawać judaizm.






Szaar Haszamajim (hebr. Wrota Raju) - Wielka Synagoga, zwana także Holenderską. Główna i najważniejsza. Zbudowana w 1724 roku. Jej fundatorem był przybyły z Londynu Izaak Netto. Londyńska Kongregacja była zaś filią sefardyjskiej synagogi w Amsterdamie - stąd określenie Holenderska.



Ec Chajim (hebr. Drzewo Życia) - Mała Synagoga. W jej sąsiedztwie był niegdyś mięsny targ, a w budynku synagogi mieściła się jesziwa (do 1759 roku), w której spotykali się żydowscy kupcy.





Nefutsot Jehuda (hebr. nazwa nawiązuje do tytułu XVI-wiecznej książki rabina Judy Moscato) - Synagoga Flamandzka - Synagoga przy Line Wall. Ufundowana w 1799 roku przez bogatych holenderskich kupców. Wybudowana w ogrodzie, którego jedyną pozostałością jest stara palma na dziedzińcu synagogi.


Synagoga Abudarham. Na początku XIX wieku imigranci z Maroka zaadaptowali na synagogę budynek Jesziwy Rabbiego Salomona Abudarhama.


Koszerne delikatesy.


Koszerna (jedyna mięsna) restauracja. Pozostałe prowadzą kuchnię mleczną.



Gibraltarskie mezuzy.

Niestety, nie udało mi się wejść do żadnej z synagog, a także odwiedzić lokalnych kirkutów. W takich sytuacjach Piotr powiada zawsze: “Trzeba mieć po co wracać.” W końcu nasza wizyta na Gibraltarze trwała zaledwie kilka godzin, a judaika nie były jej celem.  

Czasami Gibraltar spowijają gęste mgły. W jednej chwili znika całe miasto, znika Skała, a potem jakby nigdy nic znowu świeci słońce. Hiszpanie komentują złośliwie: “Anglicy wycisnęli swoje piętno nawet na klimacie Gibraltaru”, albo cytują poetę: “To pocałunek przesłany przez Londyn swojej kolonii.”

Mgły, makaki, Skała, ulica przecinająca pas lotniska, a także cztery czynne synagogi to całkiem sporo miłych, gibraltarskich ciekawostek. I ta zwyczajna, codzienna obecność Żydów; codzienne, zwyczajne żydowskie życie.

Więcej informacji o gibraltarskich Żydach znajdziecie na stronie Gibraltar Jewish Community. M.in. z j.w. korzystałam przy pisaniu tego posta.

 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Dama


“W synagodze na balkonie jest miejsce dla kobiet. Spotykają się tu wszystkie, które znam z widzenia z Plant, z kawiarni, z teatru (...) Podczas gdy z dołu, z sali, unoszą się uroczyste głosy i śpiewy modlących się mężczyzn, ja delikatnie przeciskam się obok stojących wokół kobiet aż do pierwszego rzędu - tu są te najbogatsze i najlepiej ubrane, stoją albo siedzą. Mają pelerynki z lisów, z norek, kapelusze lub koronkowe chustki na włosach i zawsze dużo złotej biżuterii - łańcuszki, kolczyki, pierścionki. Rozglądam się i czekam, aż pojawi się ta najważniejsza z nich - znana w Krakowie piękność: Ruth Buczyńska. Jej wejście poprzedza zawsze lekki szmerek wśród pań, pochylają ku sobie głowy, coś tam opowiadają, plotkują. Ale ja nie słucham, tylko patrzę. Zdaje się, że nie interesuje to także jej: jakby nic nie słyszała, mile się do wszystkich uśmiecha i staje w pierwszym rzędzie - wysoka, z gładkimi, błyszczącymi ciemnymi włosami, które starannie ułożone, opadają aż na ramiona. Nie wiem, czy wie, że przyciąga oczy wszystkich. Spokojna, uprzejma, ubrana w jasnopopielaty kostium, bez żadnej biżuterii, tylko w uszach ma mieniące się tysiącami światełek brylantowe kolczyki...” /”Dobre dziecko”, Roma Ligocka/

“Takich ludzi nie ma.”
“Łączyła w sobie piękno i mądrość cadyka.”





Książkę Romy Ligockiej przeczytałam pod koniec grudnia, zaś Stary Rok żegnałam w Piwnicy Pod Baranami. Byłam tam po raz pierwszy i po raz pierwszy podziwiałam na żywo piwnicznych artystów. Kilka dni wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu Ruth Buczyńskiej, a tym samym jej związkach z tym miejscem, tymi ludźmi. A jednak nasze drogi przecięły się... Trzeba przyznać - dość wirtualnie. I tylko wizyta na kirkucie przy ul. Miodowej zdarzyła się naprawdę.



sobota, 12 stycznia 2013

Witamina PP


Moja osobista witamina PP, czyli... pastelowe pierniczki od Małki :) Zapewniam, że smak ciastek dorównywał ich urodzie, zatem po błyskawicznej (acz cierpliwej - dla dobra efektu) sesji foto, jeszcze tego samego wieczoru były już tylko błogim wspomnieniem.

Piernik, lukier, jagodowy sok... I ten kształt, ten kształt, ten kształt!





sobota, 5 stycznia 2013

Sklepik


“No i skończyło się rumakowanie!” - jak powiada Osioł ze “Shreka” (a film ten to oddzielna żydowska historia, o której kiedyś na pewno będzie na Bobe Majse). W wersji blogowej powinnam raczej napisać: “aniołkowanie” (nawiązujące do tego posta i tego posta) oraz “chanukowanie” (tym razem tutaj).

Nadeszły zwykłe, styczniowe dni... W dodatku kolejne święto wypada w niedzielę, a więc nie przysługuje rekompensata w postaci innego dnia wolnego. “Ech!” - westchną niektórzy. “Dno i wodorosty” - burkną inni.

Ja też nie mam najlepszych wieści, chociaż - jak mawiał Tewje Mleczarz - z drugiej strony... Wybaczcie, ostatnio cytaty i parafrazy mnie prześladują, ale już przechodzę do sedna, czyli maila od Andrzeja.

“Głupcy, prostacy, żydożercy to nie tylko "bohaterowie" blogów, filmów, opowieści, czyli tego co jest, lub było, gdzieś tam daleko. Wczoraj kupowałem piwko w małym sklepie w centrum. Gość zawsze wydawał się miły, choć już wcześniej pomstował na Skarbówkę, ZUS, rząd... Ale to normalne i w sumie uzasadnione. Za to wczoraj na moją uwagę, że ma fajne ceny, choć sklepik nieduży, zrobił gest potrząsania pejsami i że wiadomo kto rządzi, i że gaz drogi, i służba zdrowia pada. A ja zamiast coś mu do rozumu ostro, to powiedziałem - tak, tak... Z lekceważeniem w głosie co prawda, ale to za mało. I wyszedłem. W każdym razie zakupów już tam nie zrobię. Ale chodzi o sam namacalny fakt istnienia takich gości. I jest mi wstyd przed sobą, że nic nie powiedziałem. Coś mi się zdaje, że przy pogromie zaszyłbym się gdzieś ze strachu.”

Andrzej napisał także: “Sklep monopolowy Bielsko-Biała, ul. Cechowa, naprzeciw Greenway'a. Może ktoś z czytelników jest z Bielska i też zechce tam nie kupować.”



Po grudniu przychodzi styczeń i zawsze robi się... tak jakoś szaro.