Pokazywanie postów oznaczonych etykietą JCC. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą JCC. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 19 stycznia 2014

Oswajanie Izraela w JCC


Oswajanie Izraela w krakowskim JCC miało miejsce w czwartkowy wieczór i sprawiło, że mój weekend rozpoczął się o jeden dzień wcześniej, a to rzecz bezcenna.


Izrael - kraj, któremu od dwudziestu lat przygląda się i którego doświadcza Polka z izraelskim paszportem; gojka, która nie przeszła na judaizm; kobieta, której pochodzenie - bez względu na język, rodzinę, pracę - zdradza typ urody. Ktoś stamtąd i ktoś stąd. W obu przypadkach na tyle długo, by czynione przezeń obserwacje nie były powierzchowne, a zarazem tchnęły świeżością.


“Izrael oswojony” to lektura doskonale zbilansowana. Historia, religia, polityka, geografia, społeczeństwo… Pióro Sidi zamienia suche słownikowe hasła w barwną, wciągającą opowieść, przeplataną wątkami osobistymi, rozmowami z ciekawymi ludźmi, żartami. 

Autorka nie pomija żadnego “drażliwego” tematu: uboju rytualnego, relacji na linii państwo - religia, Żydzi - Palestyńczycy, nie wchodząc w niepotrzebne dyskusje, czy spory. Nie prowokuje i nie ocenia - pokazuje, edukuje, skłania do osobistej refleksji.


Tu wszystkiego jest w sam raz - soli i pieprzu, chałki i humusu, miodu i dziegciu…


Mąż Eyal i córeczka Kim.


Blisko trzygodzinne spotkanie, sala pełna ludzi i kolejka po autografy… To mówi samo za siebie.

sobota, 16 czerwca 2012

Juta, Bronia i Marla


Historia sióstr Juty i Broni Horn jest niezwykła, nie mniej niż Marla Raucher Osborn. Co łączy te trzy panie? Żydowskie korzenie i dość zawiłe pokrewieństwo, którego bezpośrednio z Marlą powiązać nie sposób. Juta i Bronia były bowiem ciotkami babki Marli, lub - mówiąc inaczej - siostrami jej pradziadka ze strony ojca.

Szczupła, drobna Marla serdecznie wita w progach JCC każdego przybyłego na spotkanie. Dopytuje, czy wykład może odbyć się w języku angielskim, czy też konieczny będzie tłumacz. Nie był, dlatego opowieść płynęła nieprzerwanie, a że była fascynująca, to postanowiłam i Was w nią wciągnąć.

Dalekie koligacje, a jaka siła uczuć! To coś więcej niż tylko rodzinna genealogia; to ciekawość, wręcz głód każdego skrawka informacji, które Marla pieczołowicie skleja, rekonstruując życiorysy obu kobiet. Bliższa jej sercu jest Bronia, o której ciepło wypowiadała się babcia Marli.

Juta i Bronia urodziły się w Rohatyniu (obecnie Ukraina), a koleje losu rzuciły je do Wiednia, Lwowa, Krakowa, Buska-Zdroju, Palestyny, Stanów Zjednoczonych i Izraela. Miała dokąd jeździć kilkadziesiąt lat później Marla i do jakich drzwi pukać.

Dentystka i nauczycielka - wykształcone, obyte. Emigracji do Palestyny zawdzięczały ocalenie. Bronia po skończeniu filologii niemieckiej na Uniwersytecie Jagiellońskim odbyła praktykę nauczycielską w krakowskim Gimnazjum Witkowskiego. Następnie przyjęła płatną posadę germanistki w Busku-Zdroju.

To właśnie wciąż istniejąca w Busku szkoła zrobiła Marli największą niespodziankę. Kilka miesięcy milczenia i nagle posypały się jak z rękawa (czyt. szkolnego archiwum) skarby: nazwisko Broni na liście nauczycieli, wpisy i podpisy w dzienniku lekcyjnym, odręczna rozpiska zajęć. Do tego zdjęcia, przede wszystkim zdjęcia... a wszystko to w 20-tą rocznicę śmierci Broni.

Marla pojechała do Buska, spotkała się z zainteresowanymi historią Broni uczniami obecnego Liceum im. T.Kościuszki, obejrzała ocalałe dokumenty.

Obie siostry były bezdzietne. To Marla podtrzymuje pamięć o nich: jak córka, wnuczka, lub prawnuczka, których nigdy nie miały. Czuję się obdarowana jej opowieścią, a prezent to niezwykły. Wydreptany, wyproszony, wyśledzony, wyszukany... po ludziach, archiwach, uniwersytetach... Dla niej samej, rodziny, dla nas wszystkich.

Marla opowiada o Broni i Jucie, ja opowiadam o Marli.


Marla Raucher Osborn na spotkaniu w JCC, maj 2012. Źródło.
 

niedziela, 13 grudnia 2009

Spotkanie


/Poniższy tekst pochodzi z - nazwijmy to - festiwalowego (Festiwal Kultury Żydowskiej) pamiętnika. Zdarzenie miało miejsce 1 lipca 2006 roku./

W Krakowie wydarzył się cud! W mieście, w którym od dawna w piątkowe wieczory nie płoną w oknach szabasowe świeczki, w sobotę otwarto na oścież drzwi synagogi, a Żydzi w tałesach pochylili głowy nad wytartymi modlitewnikami. Kantor stanął przy pulpicie i zaintonował śpiew, z aron ha-kodesz wyniesiono Torę... W Krakowie wydarzył się cud! W Krakowie cofnął się czas.

Mężczyźni w sali głównej – parterowej, kobiety na piętrze. Jest wcześnie, spokojnie. Na zewnątrz deszczowy dzień, a w środku tysiąc gwiazd mauretańskiego sklepienia. Przez duże witraże z trudem przedziera się światło, za to jaki efekt! Zapatrzona, zauroczona, w pierwszej chwili nie zwracam uwagi na starszą, niską kobietę, która usiadła obok mnie. Jednak gdy po raz pierwszy słyszę jej głos mam wrażenie, że jest znajomy. Od razu wiem także, skąd go znam. ‘Voices from the list’ – jeden z dodatków do filmu „Lista Schindlera” – to nagrane dla Yad Vashem wspomnienia ocalałych z Holokaustu. Siedząca obok mnie Pani to jedna z nich.

Powoli snuje swoją opowieść, pokazuje oświęcimski numer. – „Kraków to moje miasto. Miałam tu tyle rodziny, tyle rodziny...” W wieku 11 lat trafiła do obozu, gdy miała 14 skończyła się wojna. Trzy długie lata obozowej gehenny. W Płaszowie – postrzelona w nogę – leżała już na stosie trupów, spod których wyczołgała się gdy zapadł zmrok. W Oświęcimiu po raz ostatni widziała matkę. – „To tak bolało, że nie było nazwiska, że było się numerem. To tak bolało...” Cudem przeżyła ona, siostra i brat. – „Jestem taka zmieszana. Cieszę się, że tu jestem, a zarazem to takie trudne”.

Śledzi nabożeństwo, raz po raz zaglądając do swojego angielsko–hebrajskiego modlitewnika, zalewa się łzami, to znowu odwraca uśmiechniętą twarz do otaczających ją młodych ludzi. –„Mam nadzieję, że nie robię z siebie głupiej” – martwi się, a przecież jesteśmy świadkami wielkiej tajemnicy. – „Płaczemy razem z Panią” – odpowiadam.

W Krakowie nie wydarzył się cud. W Krakowie nie cofnął się czas. Nie ma piątkowych, szabasowych świeczek. Jest codzienna, nie festiwalowa pamięć, a przecież... mogliśmy tu wszyscy razem żyć.

Gdyby nie przyszedł barbarzyńca.

/Jestem winna pewną aktualizację. W 2008 roku przy ul. Miodowej zostało otwarte Centrum Społeczności Żydowskiej (Jewish Community Center), do którego powstania przyczynił się książę Walii - Karol. Ma ono skupiać lokalną społeczność żydowską, być miejscem spotkań, integracji, wspólnych działań rozrywkowych i edukacyjnych. Krakowscy Żydzi stali się bardziej widoczni, mając do swojej dyspozycji nie tylko obiekty związane z religią (synagoga, siedziba Gminy Żydowskiej), ale także ów "świecki" dom, który - warto to podkreślić - szeroko otwiera swoje drzwi także dla pozostałych mieszkańców miasta. Cieszą mnie rzęsiście oświetlone okna JCC. To nie to samo, co szabasowe świeczki, ale... nawet gdyby ta straszna wojna nigdy nie miała miejsca, dzisiejszy Kazimierz wyglądałby inaczej, Żydzi żyliby inaczej. Trzeci dzień trwa żydowskie Święto Świateł (Chanuka), o którym będzie następny post./