wtorek, 10 sierpnia 2010

Trzeba lubić podroby


Kolacja była wspaniała! Mięciusieńka wołowina duszona w czerwonym winie i warzywach, do tego ziemniaczki i sałatka z dwóch rodzajów ogórka, potem espresso, winogrona, porto... Gdy ponownie zgłodnieliśmy, nieśmiało wyjęłam z lodówki dzieło rąk własnych - szabatowe (wszak był piątek, a i od zachodu słońca minęło trochę czasu) gęsie pipki. Gwoli ścisłości to kurze. Nasz gość - znany już co niektórym czytelnikom
Wujek Marcin, któremu podroby nie straszne - zjadł z apetytem, ja "dałam radę", moooooooooocno zagryzając ziemniakiem i resztką ogórka, a Piotr... Piotr popatrywał to na mnie, to na Marcina, racząc się li tylko winem, gdy zaś skończyliśmy, zatarł ręce i powiedział z uśmiechem: "No, dobra. To ja teraz zjem resztę wołowinki!"

Jaki z tego morał? Ano, trzeba lubić podroby. Po prostu. Sama sympatia do żydowskiej kuchni (z akcentem na "żydowskiej") nie wystarczy. Niestety.

Lubiących (podroby, lub adrenalinę:) odsyłam do przepisu Kasi Bajerowicz, z którego sama korzystałam. Nawet jeśli nie planujecie przyjęcia z gęsich, indyczych, czy kurzych żołądków - polecam lekturę posta "Pipki". Dawno tak się nie uśmiałam. Jeśli przepisy kulinarne można kreślić lekkim piórem, to Kasia ma do tego niewątpliwy talent.


14 komentarzy:

  1. Obśmiałam się jak norka z Twojej relacji, ale to prawda najprawdziwsza: podroby trzeba lubić żeby spożywać je z przyjemnością :DDDDD
    Zdjęcie bomba - nawet pipki, które wyglądają naprawdę obrzydliwie (choć pachną zniewalająco) są niezmiernie fotogeniczne :DDDDDDD
    pozdrawiam serdecznie Olu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jednak jem oczami... nie dałabym rady:) Nazwa "gęsie pipki" też negatywnie działa na moją wyobraźnie smakową:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pipki, to żołądki? Dobrze, że napisałaś. Lubię;-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczytałam z przyjemnością przepis na pipki ... te żołądki teraz ,,za mną chodzą,, ... chyba spróbuję (lubię podroby):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Olu, nazwa "Gęsie pipki" dowcipna,jak najbardziej nadaje się na towarzyskie spotkanie, chociażby po to, żeby rozbawic nazwą towarzystwo. Lubię podroby!Pozdrawiam. Bożena

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki! Nie tylko za pipki.
    Czytam z przyjemnością wszystkie wpisy. Moje żydowskie korzenie (raczej korzonki) rozkwitają różami po prostu
    ;)
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli pipki to żołądki, to lubię:) Przepis ciekawy i smakowity i wcale tak źle nie wyglądają:)
    Dziękuję za liczne komentarze, a w ferworze biegania za kotem jednym okiem zobaczyłam,że podałam chyba błędne nazwisko autora galerii obrazów w Tykocinie. Fakt ,że nie sprawdzałam za dokładnie , ale nazwisko przepisałam z informacji podanej w tykocińskim muzeum przy synagodze. Ot ciekawostka i naucza, żeby słowu pisanemu do końca nie wierzyć i sprawdzać dokładnie informacje, ha. Pozdrawiam serdecznie, a opis pod obrazami w blogu zmienię w wolnej chwili:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu, Piotr - wróg podrobów - zdjęcie robił z zatkanym nosem, ale do zadania podszedł odpowiedzialnie:)
    Naczynie - rozumiem:)
    Barbaratoja, Damurek, Bożena, Kaprysia - zazdroszczę!
    Elu, szkoda, że jesteś Anonimowa;) "Korzonki" z miejsca "kupuję":)

    Kaprysiu, co do Pana Rzepkowskiego, to - jak napisałam na Twoim blogu - Tobie zawdzięczam zabawę w sieciowego Sherlocka Holmesa i fajny post "Nostalgicznie". Dziękuję!

    Dziewczyny, pozdrawiam Was radośnie! Bo w końcu taki jest ten post:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podroby nie do końca do mnie przemawiają - nawet z przyrządzaniem mam problem, bo nie próbuję. Ale część rodzinki lubi, oj lubi. Gęsie pipki też :-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Jadłam kiedyś u babci. Wtedy nie skojarzyłam, ale chyba zbyt wiele tych zbiegów okoliczności ;]

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zrobiłam, były pyszne. Akurat nie było żołądków indyczych więc kurze kupiłam.
    Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawda, jakie te pipki kontrowersyjne? Lubię / nie lubię - obojętnym pozostać nie sposób:)
    Basiu, drobne fragmenty układanki...
    Damurku, cieszę się, że przepis się przydał i - poza radosną lekturą - miałaś smaczny obiadek.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszelkie pipki - przepraszam - żołądki drobiowe, wątróbeczki, płucka, nereczki po prostu uwielbiam. Cymes - jak mawia moja babcia.

    A jeszcze wracając do malarstwa Rzepkowskiego i Bujnowskiego. W galerii - części muzeum w Tykocinie na pewno znajduje się stała wystawa malarstwa Zygmunta Bujnowskiego. Był to lokalny malarz, pejzażysta, wiele w jego malarstwie okolic Tykocina, chat, stodół. Malarstwo cudownie ocalało po okolicznych domach, gdyż on swoje obrazy rozdawał. Z tym, że nie malował obrazów o tematyce żydowskiej, a przynajmniej ja takowych nie widziałem.

    Więc w Tykocinie na pewno jest Bujnowski, a Rzepkowski... może miał tam czasową wystawę?

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Danielu, wszystko się zgadza odnośnie obu malarzy, a nie zgadza się (zupełnie osobiście) z podrobami ;):):) Wiele razy próbowałam "się przekonać" i... no nie mogę, nie smakuje. Szkoda.

    Jeszcze odnośnie malarstwa... Na polecane przez Ciebie wystawy w białostockim muzeum nie wystarczyło już czasu. Innym razem... w innym mieście...

    OdpowiedzUsuń