sobota, 31 sierpnia 2013

Był sobie kirkut...


Trójkąt zieleni pomiędzy ulicami Brzozową, Berka Joselewicza i św. Sebastiana to być może pozostałość po pierwszym kazimierskim cmentarzu żydowskim. Z pewnością zlokalizowany był poza murami miejskimi, do tej pory uważano, że w sąsiedztwie Synagogi Starej.

Ze wschodu przenosimy się na północ...

“Wzmianka o najstarszym cmentarzu przy kazimierskim Oppidum Iudaeorum pojawiła się w roku 1513, kiedy wymieniono dom położony “na Blechach, między fosą miejską z jednej, a małym mostem z drugiej strony, naprzeciw cmentarza żydowskiego”. Blechami nazywano przedmieście kazimierskie, położone pomiędzy północnym odcinkiem miejskiego muru obronnego, a ówczesnym korytem Wisły (późniejszej Starej Wisły*). Fosa miejska biegła równolegle do muru (...) - ów “mały most” mógł, ale nie musiał, znajdować się nad fosą, w przedłużeniu drogi wybiegającej w kierunku północno-zachodnim od strony Miasta Żydowskiego (dzisiejszej ul. Szerokiej), przez furtkę w murze, wzmiankowaną w roku 1553; odpowiadałoby to usytuowaniu mostka zaznaczonego na planie “senackim”. Cmentarz położony za murem obronnym Kazimierza, w takiej interpretacji, znajdowałby się w obrębie kwartału ujętego dzisiejszymi ulicami Miodową, Brzozową, Podbrzezie i Starowiślną.”  /fr. pochodzi z “Cracovia Iudaeorum 3D”/

*jej koryto zostało zasypane pod koniec XIX wieku i powstała obecna ul. Dietla


wtorek, 27 sierpnia 2013

Fascynująca nuda


Cracovia Iudaeorum 3D. Rzecz o wystawie czasowej, która w krakowskiej Synagodze Starej gościć będzie do kwietnia 2014 roku.

Nie na darmo na egzaminie pisemnym wybrałam kiedyś temat: “Ulica żydowska - osadnictwo Żydów od Średniowiecza do XIX wieku - miejsca i ich przeobrażenia”. Ten temat mnie fascynuje! Działki osiedleńcze, granice miasta żydowskiego, lokalizacje nieistniejących obiektów (synagogi, kirkuty). Tak w Krakowie, jak i Kazimierzu (od 1335 do 1800 oddzielne miasto).

Plansze z cyfrowymi rekonstrukcjami urbanistycznymi (a więc de facto żadne 3D), do tego trochę archeologii (naczynia z hebrajskimi inskrypcjami) i numizmatyki (brakteaty). Powiem tak: osoba średnio zainteresowana tematem znudzi się i rozczaruje. Ja spędziłam w niewielkim pomieszczeniu (dawna sala modlitewna kobiet) dwie, trzy godziny i dodatkowo zakupiłam książkę :D To zbyt dobra i obszerna publikacja, by ją nazwać katalogiem.

Smakowita wystawa, nowa książka, słońce, włóczęga po Kazimierzu, obiad i kawa na jakimś ustronnym podwórku, którego adresu nie zdradzę :) Takie dni zachowuje się w pamięci na długą jesień, która - mam nieodparte wrażenie - tuż, tuż.



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Cadyk i dziewczyna


To opowieść o dzielnych ludziach w czasach, gdy “nienawiść stała się dla Niemców ożywczym napojem, którym upili się do nieprzytomności”. Jego główny składnik - antysemityzm sprawił, że żaden Żyd nie czuł się bezpiecznie: asymilator, mischling w nazistowskim mundurze, o ortodoksie nie wspominając. Bez względu na grupę ryzyka bohaterowie Boleckiej robią wszystko, by przetrwać i wiele, by pomóc innym. 

To opowieść fikcyjna, ale oparta na faktach. Pola Rubin przypomina młodą holenderską Żydówkę - Etty Hillesum, której życie (dobrowolna deportacja do Auschwitz) i dziennik niosą światu szczególny przekaz. Obie miały “nieskończenie wiele siły, żeby pogodzić się z własną zagładą.” Wśród tzw. dobrych Niemców był i ten, który ocalił cadyka, a ogołocone ze zwierząt warszawskie zoo służyło za niezwykłą (i w tej niezwykłości skuteczną) kryjówkę dla Żydów. 

To wreszcie lektura dwutorowa, gdzie fabułę wspiera metafizyka, akcentowana rozmowami - bardziej we śnie niż na jawie - tytułowej dziewczyny z cadykiem. Czytelnik jest świadkiem przemiany głównej bohaterki - Poli; radykalnej przemiany, którą wyczytał z jej dłoni ukochany chiromanta: z Żydówki nie przywiązującej najmniejszej wagi do swojego pochodzenia w Żydówkę świadomą; z osoby świeckiej w - może nie religijną, ale na pewno uduchowioną. “Jeśli ocalimy z tej wojny tylko nasze ciała, to będzie o wiele za mało” - podsumowuje Pola. 

Młoda kobieta rozmawia z cadykiem niczym z prorokiem Eliaszem, którego twarzą w twarz mają zaszczyt spotkać tylko prawi i bogobojni mędrcy. 

Nie uciekniemy od rozważań o Bogu: jego obecności, czy nieobecności gdy... “dział się” Holokaust. Jego imię przeklęte, czy uświęcone? A droga Żydów do komór gazowych? Wędrówka baranów na rzeź, czy też śmierć męczeńska za wiarę?  

Paradoks życia w getcie - ciągłe obcowanie ze śmiercią. Ileż było tych paradoksów?! Ileż pożywek dla poczucia winy?! Ratować siebie, a co z bliskimi? Zjeść samemu, a co z konającymi z głodu na ulicy? W sytuacjach ekstremalnych wyostrza się egoizm, ale i ujawnia altruizm, a najmocniej zwykła ludzka potrzeba miłości, bliskości. Nie umierać samotnie, a przed śmiercią... choć na chwilę zapomnieć. 

Jak narasta zło i dlaczego nie można go lekceważyć? “Hitler był narodowy... Tylko trochę za bardzo. Był dyktatorski. Tylko trochę za bardzo. Był antysemicki... Trochę za bardzo. Wtedy zdawało się, że nie trzeba go traktować całkiem poważnie. Dziś jest śmiertelnie poważny.” Ale Żydom zagraża ktoś jeszcze... Nienawidzi i cieszy się z cudzych nieszczęść uważając, że Żydzi sami są sobie winni. Prześladuje, sam będąc ofiarą. 

Szmalcownicy i Sprawiedliwi. Nikt nie oczekuje od innych bohaterstwa, ale i nie spodziewa się podłości - oto wytłumaczenie, dlaczego ilość drzewek w Jad Waszem nie jest wyznacznikiem odkupienia win. 

Po wojnie “będziemy musieli wielu słów uczyć się od nowa. Może niektórych przestaniemy używać niczym trefnych naczyń. Innym trzeba będzie przywracać ich dawno zagubione znaczenia.”  

Co stało się ze słowem “Żyd”?    


 

piątek, 16 sierpnia 2013

Krótka piłka


W pewnej cukierni na krakowskim Kazimierzu...

Ja: Czy hamantasze macie Państwo w ofercie na co dzień, czy wtedy, co trzeba?
Właścicielka: Wtedy, co trzeba, ale możemy zrobić na specjalne zamówienie.
Ja: Rozumiem, dziękuję.

Miny pozostałych klientów... bezcenne! :):):)


Hamantasze - trójkątne ciasteczka nadziewane makiem, lub owocami, przygotowywane na Purim - zwany też żydowskim karnawałem. Święto obchodzone jest w diasporze (a więc np. w Polsce) 14 i 15 dnia miesiąca adar (luty / marzec). 
 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Antykwariat runda trzecia


Meil, mitpacha, lub po prostu - sukienka Tory. W “Starym Sklepie” na ul. Brzozowej w Krakowie. Nie jedna - dwie. Ponoć przedwojenne. I parochet. Młodszy, z lat 50-tych.


 Parochet


 Sukienka Tory


 Sukienka Tory (w witrynie okiennej)


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Transport życia



“Z czasem coraz trudniej było wyjechać. Niemcy zaczęli konfiskować majątki żydowskie. USA zablokowało przyjazdy, inne kraje zwlekały jak najdłużej z wydaniem wiz. Z takimi samymi problemami borykali się Żydzi na terenie całej Rzeszy. Organizacje żydowskie próbowały więc ratować choćby dzieci. Po wielu rozmowach Anglia zdecydowała się przyjąć niesprecyzowaną liczbę dzieci do lat 17. Z Konigsberga, Wrocławia, Szczecina, Pragi, Wiednia, Frankfurtu, Monachium, Berlina i Hamburga ruszyły do Londynu Kindertransporty.” 


“Walizka jest mała, tekturowa, wzmocniona na rogach okuciami. Tylko taką wolno zabrać. Mutti wkłada do niej koszulę i zapas bielizny, na dno kładzie świadectwo konfirmacji i świadectwa szkolne syna.”


“Urzędnik wywołuje chłopca z listy dzieci przeznaczonych do Kindertransportu. Przypina mu agrafką do piersi kartonik z nazwiskiem. 

 

“Transport żydowskich dzieci opuszcza na zawsze Wolne Miasto Gdańsk.”


 “Wagon jest trzeciej klasy, w środku są drewniane ławki. Nie ma toalet, brakuje wody. Zamknięto ich na kłódkę, na drzwiach wisi kartka "Achtung, Juden". Jest noc. Chłopiec rozgląda się wokół. Najmłodsze dzieci śpią na ławkach, starsze zbyt zmęczone żeby spać, rozmawiają cicho w grupkach. Słychać jidysz, niemiecki i polski. Chłopiec przymyka oczy, modli się po niemiecku do chrześcijańskiego Boga.” 


 “Tuż obok jakaś dziewczynka w brązowym płaszczyku, szlocha przez sen. Koła pociągu stukają rytmicznie. Chłopiec przez przymknięte oczy przygląda się ślicznej, błękitnookiej blondynce. Uznaje, że to najładniejsza dziewczyna na świecie.”

“Liverpool Station, Londyn. Dzieci są zmęczone. Stoją zbite w grupę przed wejściem głównym. Otaczają ich dziennikarze, fotografują, filmują, przyglądają się im ludzie, którzy zdecydowali się przyjąć ich pod dach. Ci, po których nikt nie przyjechał, trafią na czas wojny do sierocińca. Co ich czeka? Żegnają się szybko, nie wymieniają adresów, bo ich jeszcze nie znają, ktoś się rozpłakał. Nie będą szukać siebie po wojnie.”


“W naszej rodzinie nigdy więcej nie rozmawialiśmy o Gdańsku. To miasto przestało dla nas istnieć. Zapomniałam o nim wszystko.”
 



Kindertransporty - akcja ratowania dzieci żydowskich podjęta po Nocy Kryształowej, a więc pod koniec 1938 roku. Do wybuchu wojny w ramach j.w. udało się wysłać do Wielkiej Brytanii ok. 10000 dzieci. Pomniki Kindertransportów w Gdańsku i Liverpoolu przedstawiają tę samą grupę dzieci: tuż przed wyjazdem i po przybyciu do stacji docelowej. Twórca pomników (jest ich kilka) - Frank Meisler pochodzi z Gdańska, sam ocalał dzięki Kindertransportom.


wtorek, 6 sierpnia 2013

Niebo w kałużach


Czy można mieć dwa nieba? To nad głową i... na przykład odbite w kałuży? Przemykać pomiędzy nimi, podwójnie radując się życiem? Tak, jeśli jest się optymistą; tak, jeśli jest się Anatolem Gotfrydem.

Życie po trosze pieściło go i smagało. Zamożna żydowska rodzina, w tym niezastąpiony dziadzio - przyjaciel i autorytet, dwie mamki, zabawki, lekcje gry na pianinie, narty i prawdziwe spodnie narciarskie. Sielskie otoczenie, oraz błoga atmosfera uroczego miasteczka w “odległej polskiej Galicji”. W takim środowisku wyrósł, takie środowisko go ukształtowało. Miłość, uwaga, beztroska. Do czasu. Wiemy, przeczuwamy, co będzie dalej...

Autor wspomnień dość łagodnie przeprowadza czytelnika przez dramat okupacji w żydowskim wydaniu: kołomyjskie getto, ucieczkę z pociągu do Bełżca, ukrywanie się po tzw. stronie aryjskiej. Niczego nie pomija, ani nie upiększa, skupiając się na pozytywach: dobrych, pomocnych ludziach i łaskawych zrządzeniach losu.

Wraz z końcem wojny powraca życiowy fart: świetnie zarabia, handlując papierosami; spotyka ocalałych krewnych, w tym matkę i ojczyma; kończy stomatologię i poznaje swoją przyszłą żonę; ba! udaje mu się nawet wygrać w totka. Gdy postanawia emigrować, nowy dom i wygodne życie znajduje w Niemczech. Praca w wyuczonym zawodzie zapewnia mu uznanie, środki materialne, a także rzesze niebanalnych przyjaciół - crème de la crème artystycznego Berlina.

“Świat ma różne barwy” - stwierdza Gotfryd. Dlaczego na każdym własnym skrawku ziemi sadzi orzechowe drzewka? Dlaczego mała, plastikowa świnka potrafi wyprowadzić go z równowagi? Dlaczego pomimo entuzjastycznego nastawienia do harcerstwa nigdy nie został harcerzem? Z jakiego powodu pogniewała się na niego szkolna nauczycielka, a po latach akademicki wykładowca? W jaki sposób znalazł się na liście szczęśliwców przyjętych do technikum dentystycznego? Dlaczego mundurek Hitlerjugend wywołuje miłe wspomnienia, a słowa “nikogo tu nie ma” wzruszają?

“Świat ma różne barwy” - stwierdza Gotfryd, ale sam dostrzega tylko te jasne.

Czy można zarazić się optymizmem? Na ten temat lekarze milczą, za to psychologowie powiadają, że można się go nauczyć. Sięgnijmy po “Niebo w kałużach” i pozwólmy, by Anatol Gotfryd został naszym drogim belfrem.



poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dialog


O artyście Perecu Willenbergu wspominałam w poście “Zraniona polichromia”. Nie mniej sławny okazał się jego syn - Samuel Willenberg - rzeźbiarz i malarz, ale przede wszystkim ostatni żyjący uczestnik buntu więźniów w Treblince. 

Długo by pisać o obu... ale dziś, dziś tylko przytoczę pewien wojenny dialog pomiędzy ojcem i synem. 

PW: Pomyśl Samku, jakie dziwne są koleje życia ludzkiego. Ja, który swoje życie poświęciłem na tworzeniu stylu żydowskiego, stylizując hebrajskie litery. Ja, który malowałem synagogi, dekorując ich plafony w stworzonym przeze mnie stylu. Ja, który lubowałem się w malowaniu typów żydowskich, maluję teraz Jezusy i Matki Boskie.  

SW: Tato, ty nadal malujesz Żydów.


 Perec Willenberg - ten, który Żydów malował... Źródło