piątek, 1 stycznia 2010
Jorcajt
Drogim Odwiedzającym mojego bloga, jego Przyjaciołom, Sympatykom, Osobom, które tu zaglądają choćby tylko od czasu do czasu, gorącym Kibicom, Komentatorom i cichym, acz wiernym Czytelnikom życzę, by uczynili swój Nowy Rok takim, jakim chcą aby był. Mój 2010 na pewno będzie niezwykły, bo wkroczyłam w niego w doborowej kompanii... Waszej. Z kochanym Piotrem u boku i dzieckiem zwanym Bobe Majse :) Niech rośnie na chwałę pięknego żydowskiego świata, nabiera sił, będzie mądre, dowcipne i dzieli się z innymi tym, co ma najlepszego.
Nawet w najbardziej radosnych chwilach swego życia Żydzi powinni pamiętać o wielkiej tragedii, jaka spotkała ten naród - zburzeniu Świątyni Jerozolimskiej. Na żydowską modłę zatem... słów kilka o czymś smutnym, acz nieuniknionym - śmierci. 1 stycznia 2010 przypada rocznica odejścia Henryka Halkowskiego. Kto zna żydowski Kraków - słyszał o Henryku. Człowiek-legenda, człowiek-orkiestra. Architekt, filozof, pisarz, dziennikarz, tłumacz, przewodnik. Wybitny znawca judaizmu. Ktoś powiedział, że do Krakowa przyjeżdżało się, aby zobaczyć Wawel, Rynek Główny, Synagogę Remu i porozmawiać z Henrykiem Halkowskim.
Miałam okazję poznać Go osobiście, choć bardzo przelotnie - ot, kojarzyliśmy się z widzenia, mówiliśmy sobie "dzień dobry". Spotykałam Henryka Halkowskiego na wydarzeniach festiwalowych i wykładach w Centrum Kultury Żydowskiej. Czasami je prowadził, czasami w nich uczestniczył. Nawiązywał kontakt z osobami siedzącymi obok, po cichu komentował to i owo. Miał cięty język i ogromną wiedzę, która onieśmielała, ale i przyciągała jak magnes. Chętnie się nią dzielił. Rozważałam poprosić Go kiedyś o spotkanie, o opowieść, opowieści. Nie zdążyłam. Nie miałam pomysłu, pretekstu. Teraz wiem, że Bobe Majse bardzo by mi w tym pomogło. Może wywiad? Na pewno dużo pięknych zdjęć. No, ale wtedy Bobe Majse nie istniało i nawet nie było go w planach. Może teraz jest dobrym duchem tego projektu?
Na szczęście ukazała się kolejna książka Henryka Halkowskiego - "Żydowski Kraków - legendy i ludzie". Gruba, ciekawa - wspaniała! Dopytywałam o nią Autora dwukrotnie, a on - jak zawsze dowcipnie i gorzko zarazem - tłumaczył dlaczego opóźnia się jej wydanie. Cieszę się, że ujrzała światło dzienne i stała się cenną pamiątką po tym wyjątkowym umyśle.
Jorcajt to w jidysz "rocznica" - rocznica śmierci. Dzień, w którym odwiedza się groby bliskich zmarłych, a także wielkich rabinów i cadyków, kładzie na macewach kamyki i zapala świece.
Henryk Halkowski spoczywa na kirkucie przy ul. Miodowej w Krakowie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Olu, nie raz będziemy żałować, że przegapiłyśmy okazję rozmowy z Człowiekiem, następny raz może jak w tym przypadku nie być nam już dany.
OdpowiedzUsuńDobrze, że po Henryku Halkowskim pozostały chociaż jego książki.
Uściski Ci ślę najmocniejsze i zapewniam, że z niecierpliwością oczekuję kolejnych Twoich postów!
Olu Dziekuje za wierszyk ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie że postanowiłaś stworzyć tego bloga.
Przynajmniej dzięki Tobie zaczne poznawać te ciekawsze i tajemnicze historie ludzi mieszkających w Krakowie.Myśle że nie tylko ja ;)
Ech, stracone, przegapione okazje... Niektóre na zawsze, inne nie i tych się trzeba chwytać jak nitek nadziei i tkać z nich, tkać zapamiętale niezwykłe spotkania, znajomości, zdarzenia. Gdy ma się pomysł na życie i wiele do zrobienia, czuje się, jak czas ucieka, ale w tym jednym przypadku wyścig z czasem jest upojny:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, Magódko, że postów nie zabraknie w tym podwójnie (2010 od kilku dni i 5770 od kilku miesięcy:) Nowym Roku.
Magiczny Świecie, życzę Ci abyś dużo magii znalazła także na Bobe Majse i była zadowolona z odwiedzin tego miejsca, a więc i trochę Krakowa.
Mocno Was, Dziewczyny pozdrawiam, Ola
Olu, wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku:)
OdpowiedzUsuńOby nie było w nim ani jednej straconej okazji - zrobienia czegoś dobrego, rozmowy, spotkania...
Na marginesie, zaintrygowały mnie litery Bł.P.na macewie p.Halkowskiego - przyznam , że tajemnicze.
Ollu, dziękuję serdecznie za piękne życzenia. Swoje zostawiłam na Twoim blogu :) Grób HH wprowadza w jeden wielki błąd: ani to macewa (przynajmniej na razie), napis Bł.P., pełno kwiatów... Ja tam poszłam z kamykiem i świecami, na kwitelech jednak nie zasłużył ;) Też byłam trochę zdziwiona, ale współczesne żydowskie groby takie właśnie najczęściej są. Grobowiec obok - jego rodziców - znacznie bardziej "tradycyjny". Pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuń