środa, 13 stycznia 2010
Wspaniała i dumna
Najświętsza w świętym mieście Jerozolimie jest święta Ściana Płaczu... jedyna pozostałość po II Świątyni Jerozolimskiej.
W dziejach narodu żydowskiego istniały dwie Świątynie Jerozolimskie, czy też jedna w dwóch odsłonach. Pierwszą wybudowano za panowania króla Salomona, w czasach największego rozkwitu gospodarczego Izraela. Została ona zburzona w 586 r.p.n.e. z rozkazu babilońskiego króla Nabuchodonozora. Świątynię odbudowano w epoce perskiej, kiedy to Żydzi - formalnie zniewoleni - cieszyli się jednak licznymi przywilejami. Druga Świątynia - już nie tak duża i okazała jak pierwsza - przetrwała do początków naszej ery. Po nieudanej próbie wyzwolenia się Żydów spod jarzma Rzymian, II Świątynia Jerozolimska została zburzona w odwecie przez wojska Tytusa w 70 r.n.e. Ta tragedia dała początek Wielkiej Diasporze, czyli rozproszeniu Żydów po upadku państwowości i zamknęła biblijny okres w historii narodu wybranego.
Po trzytygodniowym okresie żałoby, dziewiątego dnia miesiąca aw (przełom lipca i sierpnia) - w Tisza Be-Aw - przypada rocznica zburzenia obu Świątyń. Żydzi gromadzą się w synagogach, w których wygaszono światła, siadają na odwróconych ławach i krzesłach, modlą się i lamentują. Tego dnia obowiązuje ścisły post i szereg innych zakazów (np. zakaz mycia się, noszenia skórzanego obuwia), analogicznie do Jom Kipur. To najsmutniejszy dzień żydowskiego kalendarza.
Chyba każdy, kto przyjeżdża do Izraela najbardziej ciekaw jest właśnie Ściany Płaczu. Jak wygląda i jakie wrażenie robi na żywo? Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie, radosne i niecierpliwe było moje oczekiwanie! Autokar podjechał pod mury Jerozolimy, weszłam do miasta jedną z bram, idąc starałam się rejestrować każde najdrobniejsze doznanie i obraz: fakturę bruku pod stopami, rozedrgane od gorąca powietrze, twarze mijanych ludzi. Nic nie pamiętam. Jeszcze sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia metrów, jeszcze tylko bramki bezpieczeństwa, prześwietlenie plecaka i... jest!, widzę ją, stoję w oddali, ale za to ogarniam wzrokiem całość. Wspaniała i dumna. Ściana Płaczu.
W jej szczelinach, podobnie jak na macewach wielkich rabinów, czy cadyków, zostawia się kwitelech - zwykłe kartki papieru z odręcznie wypisanymi prośbami do Boga. Od momentu przekroczenia granicy Izraela biłam się z myślami: zostawić swoją prośbę, czy nie? Jestem ateistką, żadna religia nie interesuje mnie do osobistego wyznawania, a judaizm to moja wielka pasja, ale tylko pasja. W końcu postanowiłam, że kwitele będzie zawierało pewne życzenie, które męczyło mnie od kilku lat, nie znajdując swego spełnienia. Zdradzę tylko tyle, że miało ono związek z moją ukochaną teorią osobowości - Piramidą Potrzeb Abrahama Maslowa. Jerozolimskie kwitele napisałam tak naprawdę dla siebie, wierząc w jedno: siłę sprawczą człowieka, który wie, co go uszczęśliwia i tą drogą podąża. Chciałam wiedzieć.
Minęło kilka lat i przyszła ta właśnie chwila, kiedy piszę kolejnego posta na mój judaistyczny blog, a gdy skończę - wrócę do notatek i książek, by kontynuować naukę do zimowej sesji moich judaistycznych podyplomowych studiów. Wspominam jakże emocjonalne spotkanie ze Ścianą Płaczu i... moje kwitele. Uśmiecham się.
Wspaniała i dumna.
Pod Ścianą Płaczu - jak w synagodze - kobiety i mężczyźni modlą się oddzielnie.
Kotel ha-Maarawi (hebr.) - Ściana Płaczu.
Uroczystość bar micwy pod Ścianą Płaczu.
Kobiety znad przepierzenia obserwują uroczystość. Nawet matki, siostry i babki świętującego chłopca nie mogą przejść na męską stronę.
Mężczyźni w tałesach (szalach modlitewnych), chasydzi, świeccy i turyści. Z lewej strony widoczny aron ha-kodesz.
Mężczyźni wyjmują z aron ha-kodesz Torę, skrytą w pięknie zdobionym futerale.
W radosnym korowodzie Tora przenoszona jest na bimę.
Kolejny zwój Tory przenoszony wśród śpiewów i oklasków na bimę. Tym razem Torę okrywa mitpacha - sukienka Tory (z aksamitu, zdobiona symbolicznymi haftami).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Olu,
OdpowiedzUsuńdziękuję, że jesteś...
i dziękuję, że Twoja pasja tak pięknie tu wypuszcza listki dla nas...
trzymam kciuki za sesję!
W październiku 2000 roku byłam w Izraelu - ta pielgrzymka była największą wyprawą mojego życia, czuję do dziś zapach tej ziemi i czuję, jak drży tamto powietrze.
OdpowiedzUsuńTrafiliśmy wtedy na trudny czas... ale ta ziemia nie ma łatwego czasu. Ale to nie o tej trudnej sprawie chciałam.
Chciałam powiedzieć, że też trafiłam na bar micwę przy Ścianie Płaczu, którą wraz z kobietami oglądałam stojąc na stołku, przy przepierzeniu dzielącym część męską od żeńskiej.
(Nie było wtedy tych parasoli przeciwsłonecznych).
Kobiety radośnie filmowały, robiły zdjęcia, rzucały czekoladowe pieniążki w złotkach (wyglądające jak złote monety) na szczęście.
Nawet podniosłam i wzięłam na pamiątkę taką jedną czekoladkę, która nie przeleciała przez ogrodzenie.
Zazdrościłam mężowi, że mógł pójść tam, gdzie nie mogą kobiety, bo moja ciekawość oczywiście mnie zżerała.
...
Nauka do sesji w Twoim przypadku musi być wielką przyjemnością ;)))
czego Ci serdecznie życzę;)
niesamowite :) bardzo ciekawe zdjecia :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, bardzo dziękuję za miłe słowa i trzymanie kciuków za sesję :) 30/01 dwa egzaminy i 06/02 kolejne dwa (w tym jeden łączony z dwóch przedmiotów). Napiszę posta jak mi poszło ;)
OdpowiedzUsuńMigoshia, a jak ja zazdrościłam Piotrowi! Na szczęście w podróże nie wybieram się bez lornetki (mała teatralna, ale działa dobrze). Też byłam przyklejona do tego parkanu, a krzesełko cudem pożyczyłam od rodziny świętującego chłopca. Bez krzesełka byłby dramat. Najciekawsze wszak dzieje się po męskiej stronie. Czekoladowy pieniążek na szczęście... Urocze. To prawda, że do egzaminów uczę się z przyjemnością. Oczywiście w trakcie będzie stres (zwłaszcza na ustnych), ale jestem dobrej myśli.
Piekna lekcja!
OdpowiedzUsuńChetnie bym podzielila Twoja pasje bo i mnie interesuje judaizm, ale mam tyle juz zainteresowan, ze czasu i zycia nie starczy, zeby je wszystkie ogarnac, ale z przyjemnoscia czytam co piszesz. Jeszcze o tym co to jest ta Bar Micwa musze poczytac gdzies... bo slowo daje slyszalam nieraz a nie wiem dokladnie.
Pozdrawiam i zycze powodzenia ;)
Jaki zbieg okoliczności, właśnie ostatnio zagłębiałam się w historię świątyni jerozolimskiej w obu jej wersjach... czyniąc różne przemyślenia z tej okazji.
OdpowiedzUsuńTwój post i relacja fotograficzna są wspaniałym uzupełnieniem tych refleksji.
Trzymam kciuki za pomyślność w czasie sesji!
Wildrose, o bar micwie pisałam trochę w listopadowym poście "Rodzynkowo-migdałowy świat". Z hobby jak z pieniędzmi: lepiej mieć ich więcej, niż mniej ;)
OdpowiedzUsuńWildrose i Olla, dziękuję za trzymanie kciuków :)
wycieczki do Izraela szczerze zazdroszczę, a zdjęcia przepiękne-jak zwykle:)
OdpowiedzUsuńOlu! Myślę,że to dobrze, że są tak różne blogi. Każdy znajdzie bowiem to, co go interesuje. I może wiele się nauczyć od innych. I wykorzystać ich wiedzę przekazaną w pigułce :) Twój blog jest inny od tych, które dotyczą zwykłych codziennych spraw. Ale wszystkie są super ciekawe. Dobrze, że ludzie są tak różni... Bo czasem można przenieść się w inny świat. Powodzenia na egzaminach. Ania - mama Agutka :)
OdpowiedzUsuńPs. I miło, że się trochę znamy, choć wirtualnie ;)
Jagnieszko, Aniu - Piotr i ja dziękujemy.
OdpowiedzUsuńAniu - w pełni się z Tobą zgadzam. Pokojowa i różnorodna współegzystencja blogowa w cyberprzestrzeni. Oby tak było i w realnym życiu. Życzmy sobie normalności pod tym względem na ten Nowy Rok. Pozdrawiam Was - Ola