niedziela, 13 grudnia 2009

Spotkanie


/Poniższy tekst pochodzi z - nazwijmy to - festiwalowego (Festiwal Kultury Żydowskiej) pamiętnika. Zdarzenie miało miejsce 1 lipca 2006 roku./

W Krakowie wydarzył się cud! W mieście, w którym od dawna w piątkowe wieczory nie płoną w oknach szabasowe świeczki, w sobotę otwarto na oścież drzwi synagogi, a Żydzi w tałesach pochylili głowy nad wytartymi modlitewnikami. Kantor stanął przy pulpicie i zaintonował śpiew, z aron ha-kodesz wyniesiono Torę... W Krakowie wydarzył się cud! W Krakowie cofnął się czas.

Mężczyźni w sali głównej – parterowej, kobiety na piętrze. Jest wcześnie, spokojnie. Na zewnątrz deszczowy dzień, a w środku tysiąc gwiazd mauretańskiego sklepienia. Przez duże witraże z trudem przedziera się światło, za to jaki efekt! Zapatrzona, zauroczona, w pierwszej chwili nie zwracam uwagi na starszą, niską kobietę, która usiadła obok mnie. Jednak gdy po raz pierwszy słyszę jej głos mam wrażenie, że jest znajomy. Od razu wiem także, skąd go znam. ‘Voices from the list’ – jeden z dodatków do filmu „Lista Schindlera” – to nagrane dla Yad Vashem wspomnienia ocalałych z Holokaustu. Siedząca obok mnie Pani to jedna z nich.

Powoli snuje swoją opowieść, pokazuje oświęcimski numer. – „Kraków to moje miasto. Miałam tu tyle rodziny, tyle rodziny...” W wieku 11 lat trafiła do obozu, gdy miała 14 skończyła się wojna. Trzy długie lata obozowej gehenny. W Płaszowie – postrzelona w nogę – leżała już na stosie trupów, spod których wyczołgała się gdy zapadł zmrok. W Oświęcimiu po raz ostatni widziała matkę. – „To tak bolało, że nie było nazwiska, że było się numerem. To tak bolało...” Cudem przeżyła ona, siostra i brat. – „Jestem taka zmieszana. Cieszę się, że tu jestem, a zarazem to takie trudne”.

Śledzi nabożeństwo, raz po raz zaglądając do swojego angielsko–hebrajskiego modlitewnika, zalewa się łzami, to znowu odwraca uśmiechniętą twarz do otaczających ją młodych ludzi. –„Mam nadzieję, że nie robię z siebie głupiej” – martwi się, a przecież jesteśmy świadkami wielkiej tajemnicy. – „Płaczemy razem z Panią” – odpowiadam.

W Krakowie nie wydarzył się cud. W Krakowie nie cofnął się czas. Nie ma piątkowych, szabasowych świeczek. Jest codzienna, nie festiwalowa pamięć, a przecież... mogliśmy tu wszyscy razem żyć.

Gdyby nie przyszedł barbarzyńca.

/Jestem winna pewną aktualizację. W 2008 roku przy ul. Miodowej zostało otwarte Centrum Społeczności Żydowskiej (Jewish Community Center), do którego powstania przyczynił się książę Walii - Karol. Ma ono skupiać lokalną społeczność żydowską, być miejscem spotkań, integracji, wspólnych działań rozrywkowych i edukacyjnych. Krakowscy Żydzi stali się bardziej widoczni, mając do swojej dyspozycji nie tylko obiekty związane z religią (synagoga, siedziba Gminy Żydowskiej), ale także ów "świecki" dom, który - warto to podkreślić - szeroko otwiera swoje drzwi także dla pozostałych mieszkańców miasta. Cieszą mnie rzęsiście oświetlone okna JCC. To nie to samo, co szabasowe świeczki, ale... nawet gdyby ta straszna wojna nigdy nie miała miejsca, dzisiejszy Kazimierz wyglądałby inaczej, Żydzi żyliby inaczej. Trzeci dzień trwa żydowskie Święto Świateł (Chanuka), o którym będzie następny post./



15 komentarzy:

  1. Kto zrobił te przepiękne zdjęcia?? Chylę czoła!
    Dziękuję za Twoją opowieść i czekam na Święto Świateł u Ciebie, Olu. Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. osobiscie nie jestem zwolennikiem zadnych religii,ale lubie byc z historia ktora mozna poczuc,napewno bylo to ineresujace przezycie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne spotkania! muszę wyśledzić podobne u nas! Tylko czy będe mogła wejść? nie chciałabym tak z kopyta, a nikogo nie znam. Do poznania trzeba troszkę odwagi, tak sądzę. I wiedzy co można.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to możliwe, że te okropności w ogóle zdarzyły się...

    Świeca zgasła....

    ...


    [Świat wyglądałby inaczej bez tego bloga :-)]

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiulu, wszystkie blogowe zdjęcia podpisane Bobe Majse (kilka pierwszych podpisu nie ma, ale autor ten sam) zrobił mój mąż - Piotr. Zapraszam do listopadowego posta "Pewien tajemniczy Pan..." gdzie jest o nim trochę więcej :) Przekazałam mu już Twoją pochwałę. Dziękujemy!

    Blogu Niedzielny, też nie uznaję żadnej religii do osobistego wyznawania. Judaizm to moje ukochane hobby.

    Kankanko, spotkanie miało miejsce na zorganizowanej w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej szabatowej uroczystości w synagodze postępowej Tempel. Mógł wejść każdy. Obowiązywał jedynie skromny strój i tradycyjny podział: mężczyźni w głównej sali, kobiety na galerii.

    Raf, mój świat na pewno... :)

    Dziękuję Wam za obecność i dzielenie się ze mną swoimi emocjami, refleksjami.
    Pozdrawiam ciepło,
    Ola - Bobe Majse.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ileż w Tobie wrażliwości!
    Nie odnoszę się do tematu posta - on mówi za siebie.
    Cieszę się, że wirtualnie mogę poznawać słabo mi wcześniej znana kulturę żydowską (bo książki Singera to za mało, prawda?)
    Dziękuję także za piękne Twoje słowa u mnie.
    Też nie identyfikuję się z żadną religią, co nie znaczy, że obojętna jest mi tradycja.
    Wiele radości i miłości nie tylko od święta życzę Ci!
    A Piotra podziwiam za piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Magódko, Singer to "wielka rzecz", a jeśli ja mogę cokolwiek jeszcze dopowiedzieć, polecić, pokazać, to tylko radość dla mnie; zaś to, że chcecie mnie czytać - radość pomnożona przez 100. Jeśli zaś chodzi o książki, to teraz sama - w ramach studiów - poznaję i zachwycam się klasykami literatury jidysz. Będę się tym także dzielić na blogu. Lista pomysłów na posty rośnie wzdłuż i wszerz ;) Dziękuję Ci, że tak życzliwie jesteś ze mną od samego początku, Piotr cieszy się, że zdjęcia się podobają. Ściskam i raz jeszcze świątecznie, i nie tylko - wszystkiego najlepszego - Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepiękne zdjecia, nie wiem ile czasu Piotr wraz z Toba Olu polował na te ujęcia, ale sa niesamowite... Pawie czuje zapach gasnacej swiecy! Moje gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  9. Maćku, witam Cię bardzo serdecznie na moim blogu :) Uwielbiam te zdjęcia! Dlatego dałam aż trzy, najlepsze ujęcia. Robiliśmy je około dwóch godzin, także dlatego, że "dobry" dym był ze świecy, która wystygła, więc... czekaliśmy. Do czasu j.w. należy wliczyć także przygotowanie warsztatu, czyli różne tzw. bajery Piotra. Ja zapalałam i gasiłam świecę, czasami ręką rozpraszałam dym. Kilka pierwszych prób (dopóki mocno się nie rozgrzała) było udanych, ale to jeszcze nie były TE ujęcia. Dopiero nieustanny trzask migawki (ja to nazywam efektem paparazzi:) pozwolił uchwycić delikatne zmiany. O jednym mogę Cię zapewnić: to są autentyki. Pozdrawiam Cię mocno, Ola

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby nie przyszedł barbarzyńca... Najtrudniejsze, najbardziej przerażające jest dla mnie to poczucie, że ten barbarzyńca drzemie w każdym z nas... Że tak niewiele potrzeba - może jakiś zbieg historii, może przypadek - aby się obudził...

    Że aby otworzyć drzwi barbarzyńcy nie trzeba nic robić, wystarczy, że nie robi się nic...

    Że w każdej chwili może przyjść moment, gdy "dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały na ulicach miast..."

    Pozdrowienia gorące ze smutną nutką, P.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj tak, drzemie. W poście o Oskarze Schindlerze (właściwie książce o nim) jest trochę na ten temat, że dopiero ekstremalne sytuacje weryfikują w nas kata, lub bohatera. Zapewne znasz teorię - bliską mi - banalności zła Hanny Arendt?
    Piękna Twoja refleksja... Raz jeszcze się zamyśliłam... razem z Tobą. Ściskam - Ola

    OdpowiedzUsuń
  12. Hola, hola! Piękny blog, gratuluję, ale po przeczytaniu tego wpisu milczeć nie mogę.
    W Krakowie (i w innych miastach Polski) są domy, w których wciąż pali się szabasowe świece.
    Ja zapalam co tydzień szabatowe świece. I moja córka, z Bożą pomocą, także będzie je zapalała.
    My naprawdę żyjemy. Tu i teraz.
    Maja;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Maju, na całe szczęście tak jest! Faktycznie, za mało o tym piszę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy mialas okazje byc na jakims wydarzeniu w JCC? Jakie wrazenia?
    Bylam w tym roku w Krakowie, nie udalo mi sie jednak zobaczyc tego miejsca.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Ana, wiele razy, np.
    http://bobemajse.blogspot.com/2011/05/dotkniecie-anioa.html
    http://bobemajse.blogspot.com/2010/08/nie-cakiem-nowa-piosenka.html
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń