środa, 25 listopada 2009
Rodzynkowo-migdałowy świat
Dzisiaj zapraszam w podróż... przez żydowskie życie, szlakiem rodzynków i migdałów.
„Śpijże, dzieciąteczko, sobie,
niech ci pójdzie to na zdrowie!
U kołyski twojej,
Złota kózka stoi.
Sprzedawała dzień cały
i rodzynki, i migdały,
i fig dużo, i rodzynków,
żebyś usnął już mój synku”
(kołysanka żydowska, tłum. z jidysz J.Ficowski)
Wyobraźcie sobie sztetl - małe żydowskie miasteczko gdzieś w Polsce i małego chłopca z biednej ortodoksyjnej rodziny. Ma trzy, góra cztery latka. Ojciec zaprowadził go właśnie do chederu - elementarnej szkoły żydowskiej, w której ma rozpocząć religijną edukację. Melamed (nauczyciel w chederze) ma wiele dzieci pod opieką i mało cierpliwości. Patrzy surowo i wnikliwie, jakby próbował odgadnąć, jakim malec będzie uczniem. Chłopiec niepewnie stoi w progu, pociąga nosem, jakby zaraz miał się rozpłakać. Melamed kiwa na niego palcem, zachęcając, by podszedł do stołu. Na stole leży otwarta księga. Obie stronice gęsto pokryte dziwnymi znaczkami. Szmulik nie wie jeszcze, że to litery, hebrajskie litery. Nagle buzię dziecka rozjaśnia uśmiech, malec dostrzega bowiem rozsypane na otwartej księdze rodzynki i migdały. Specjalnie dla Szmulika. Tylko dla Szmulika. Niech nauka będzie dziecku słodką!
W pierwszy Szabat po trzynastych urodzinach chłopiec wraz z rodziną świętuje w synagodze bar micwę. Szmulik jest dorosły! Na razie cieszy się, bo otrzymał wspaniałe prezenty: swój pierwszy tałes (szal modlitewny) oraz tefilin (skórzane pudełeczka z czterema fragmentami Tory). Mama zrobiła pożywny obiad, jakiego na co dzień trudno wypatrywać w tym biednym żydowskim domu. Szmulik najadł się do syta. Gdzieś w tyle główki chłopca pobrzmiewają słowa ojca, że teraz już w pełni odpowiada za swoje grzechy, rozporządza swoim życiem i majątkiem. Jakiż to majątek może mieć Szmulik?! Zna trochę hebrajski, potrafi wyrecytować kilka fragmentów Tory... W chederze nie był wyróżniającym się uczniem, poza tym pochodzi z ubogiej rodziny, nie ma więc nadziei na kontynuowanie nauki w jesziwie (uczelnia talmudyczna). Pójdzie do terminu i - jak tate - pewnie zostanie krawcem.
Szmul zakochał się! Miał dużo szczęścia, że wybrana przez szadchena (swat) i ojca dziewczyna podoba mu się. Reszta w rękach Boga, wszak w Talmudzie jest napisane, że dobrze dobrana para równa jest cudowi przejścia Żydów przez Morze Czerwone. W ostatnią sobotę przed ślubem Szmul zasiadł w synagodze na zaszczytnym miejscu, blisko, bliziutko aron ha-kodesz (szafa ołtarzowa, w której przechowywane są zwoje Tory). On, biedny krawiec Szmul, przed samym aron ha-kodesz! Został także zaproszony do czytania Tory, a kobiety z babińca (w synagodze wydzielone miejsce dla kobiet, np. balkon) rzucały mu rodzynki i migdały. Na szczęście!
Ulubioną potrawą Szmula jest gefilte fisz (karp po żydowsku). Żona Szmula - Ryfka nie ma sobie równych w jego przyrządzaniu. Do ryby dodaje także rodzynki i migdały, za co mąż jest jej szczególnie wdzięczny. Siedząc przy stole i czekając na przysmak Szmul robi bilans życia. Ma ładną i gospodarną żonę, pięcioro dzieci, w tym trzech synów. Warsztat krawiecki nie przynosi majątku, ale pozwala związać przysłowiowy koniec z końcem. Szmul jest uczciwym, pobożnym Żydem, który żyje w zgodzie z Torą. Wraz z pierwszym kęsem ryby wracają wspomnienia rodzynków i migdałów z chederu i synagogi. Tak samo słodkie i dobre, jak wtedy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
witam :)
OdpowiedzUsuńwpadłam niechcący, ale już zostanę,
bo ciekawie tu :)
Dzień Dobry :) Dobry! Będzie dobry, czuję to :) Mimo, że boli mnie dziura w sercu, gdy to czytam... Kołysanka cudna!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, P.
Piękne dzięki za te opowieści Twoje,
OdpowiedzUsuńserce się raduje,
oczy śmieją,
a dłonie same do klaskania rwą.
Rymować nie potrafię, ale staram się jak mogę-pozdrawiam.
Gratuluję tysiąca!!!
OdpowiedzUsuńOpowieść życia drogą rodzynek i migdałów! Życzyłabym sobie aby każde życie znaczone było słodyczą.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia jak zawsze!
Pozdrawiam serdecznie!
Kochane Kobietki oraz Ty - rodzynku :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziekuje, ze jestescie z Bobe Majse, a jesli Wam sie podoba - dla mnie to wielka radosc i wielki zaszczyt. Mam nadzieje, ze nie zawiode Waszych oczekiwan. Spelniam sie na tym blogu, bo ilez mozna wiedze, a przede wszystkim emocje nosic w sobie? Teraz dziele sie nimi i jestem szczesliwa.
Pozdrawiam z pieknego Krakowa, ktory ma jeszcze piekniejszy Kazimierz :)
Ola - Bobe Majse
Witam ciepło! Twoja opowieść przywołała piosenkę -nie mogłam się oprzeć
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=RCJxjMp_Ev4
Pozdrawiam z Białegostoku -miło tu u Ciebie!
Witam bardzo serdecznie pierwszy anonimowy wpis! :) Ta piosenka (i inne) to piękny prezent, dziękuję. Język rosyjski uwielbiam i jeszcze trochę pamiętam ze szkoły i własnych zainteresowań (Wysocki, Okudżawa, Malinin, Biczewskaja). Słucham, zachwycam się...
OdpowiedzUsuńAch, żydowski Białystok! Podróż tamtejszymi śladami judaików dopiero przede mną. Jest co planować i na co czekać.
Rozgość się, proszę na Bobe Majse, napij cynamonowej herbatki, a także - już niebawem - skosztuj zupy Jankiela :)
Serdecznie pozdrawiam,
Ola
Cała przyjemność po mojej stronie.
OdpowiedzUsuńPołączenie pięknej muzyki i Twoje opowieści to dopiero opoczynek dla duszy...
Zapraszam też na przechadzkę po dawnym Bialymstoku: http://szlak.uwb.edu.pl/media/cd_offline_04/files/druk/szlak_broszura_polska.pdf
Kochana Moja,
OdpowiedzUsuńAleż ta broszura wspaniała! Aż zajęczałam podczytując to i owo. Na pewno zabiorę jej wydruk w planowaną podróż, a póki co będę czytać i czytać.
Bardzo Ci dziękuję. Wzruszyłam się...
Ola
Olu, Twój blog to jedna z perełek. Taki blogowy rodzynek i migdał. Wspaniała opowieść o Szmuliku. Serce się raduje. Dziękuję za zaproszenie do lektury. Pozdrawiam ciepło z Podbeskidzia.
OdpowiedzUsuń