Podobno odwiedziła ich w tarnowskim getcie. Bogatą rodzinę z jedyną córką. Dziewczyna miała jakieś szesnaście, może osiemnaście lat, Zosia była od niej starsza (rocznik 1920). Nie łączyła ich przyjaźń, ani nawet kontakty towarzyskie, a jedynie plac targowy i zwykła ludzka uczynność.
Żydzi handlowali na większą skalę, Zosia z ojcem Zenkiem czym popadło. Głównie przywożonymi z Łodzi chustkami i pończochami, ale jeśli zdarzył się wóz jabłek, to jabłkami. Kram w kram zawiązała się nić porozumienia i sympatii.
Potem wybuchła wojna, a w czerwcu 1942 roku Niemcy utworzyli w Tarnowie getto. Gdy Zosia spotkała się z żydowską rodziną, ojciec dziewczyny padł przed nią na kolana i błagał: “Zosieńko, ratujcie moje dziecko. My jesteśmy starzy, ale ona… Może moglibyście przechować, ocalić?” Obiecywał majątek.
Po powrocie do domu Zosia opowiedziała o wszystkim ojcu. “Czyś ty zwariowała?!” - krzyczał. “Chałupa na widoku, mała piwnica…” Bał się Niemców. Raz jeszcze Zosia pojechała do Tarnowa, tym razem by przekazać złe wieści.
Mężczyzną, który odmówił ukrycia Żydówki był mój pradziadek. Kobietą, której nie udało się go do tego nakłonić była moja babcia.
Ty ocalasz pamięć. Tę bolesną także
OdpowiedzUsuńEla
Elu, a wiesz, że to świeża sprawa? O tej rodzinnej historii dowiedziałam się dopiero w zeszłym tygodniu. Nie mogę przestać myśleć...
Usuń... A dziś wnuczka/ prawnuczka ocala te sprawy od zapomnienia... Piękne!
OdpowiedzUsuńBolesne...
UsuńOlu, czy będziesz szukała dalszego ciągu tej historii? Czy ktoś z tej rodziny ocalał? Znasz nazwisko?
OdpowiedzUsuńTwoja opowieść to dobry początek książki....
Obawiam się, że wszystko, co mogłam już "wycisnęłam" z rodziny, a dziadkowie nie żyją.
UsuńPozdrawiam serdecznie.