środa, 17 lutego 2010
Czulent
Bodaj każdy kojarzy tę żydowską potrawę, wpisaną w tradycję cotygodniowego święta Szabat. Choć pojawia się na stołach dopiero w sobotnie południe, przygotowywana jest z dużym wyprzedzeniem. W Szabat nie wolno zmieniać świata, w tym wykonywać jakiejkolwiek pracy (np. palić w piecu, gotować). Żydowskie gospodynie przechowują na wpół surowy czulent w nagrzanym piecu (stąd nazwa szabaśnik), by powoli "dochodził" i był ciepły. Święto rozpoczyna się w piątek, dwadzieścia minut przed zachodem słońca. Ustaje wówczas wszelki ruch, cichnie gwar, rodzina zasiada do uroczystej kolacji, a w garnku bulgocze sobotni czulent. Po domu zaś rozchodzi się taki zapach, taki zapach, że aż trudno skupić się na modlitwie.
Składniki:
- 1 kg wołowiny
- 25 dag fasoli jasiek
- 25 dag kaszy jęczmiennej (pęczak)
- 2 duże cebule
- 3 marchewki
- 4 ząbki czosnku
- 5 szklanek bulionu wołowego
- oliwa z oliwek
- 4 listki laurowe
- 6 ziarenek ziela angielskiego
- sól, pieprz
Przepis:
Fasolę zalać zimną wodą, odstawić na 12 godzin, odcedzić. Wołowinę pokroić w kostkę. Marchewki obrać, pokroić w plasterki. Cebule i czosnek obrać, drobno pokroić. Na patelni rozgrzać oliwę z oliwek, smażyć kolejno: cebulę z czosnkiem, mięso. Do żaroodpornego naczynia włożyć wszystkie składniki (mięso, czosnek, cebulę, marchewkę, fasolę, kaszę, przyprawy), zalać bulionem wołowym, wymieszać. Piekarnik rozgrzać do 170° i wstawić naczynie z czulentem na 4 godziny. Kasza powinna wchłonąć bulion, a cała potrawa zgęstnieć.
Jeszcze zdążycie przed sobotą!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z czulentem. Na Kazimierzu, oczywiście. Dużo sobie obiecywałam miałam jego opisy gdzieś na czubku języka. Zjadłam i... jak to?? To jest czulent?? :]
OdpowiedzUsuńNie, nie, że byłam rozczarowana. Tylko ten znajomy smak...
Pyszne zdjęcia.
Ugotuję.
Hmmm, a ja mam właśnie wołowinkę w lodówce, miała byś na chili con carne, ale... właściwie to prawie to samo :) Można by nawet rzec, że każdy naród ma swój czulent :)
OdpowiedzUsuńNo i zgłodniałam...
Buziaki, P.
Palce oblizuje!
OdpowiedzUsuńBabcia dodawała ziemniaki i gęsi smalec. Robiła czulent nie taki gęsty, przypominał węgierską zupę gulaszową; do tego kugel i ozór :)
Serdeczności
w.
W czulencie najważniejszą przyprawą jest... jego żydowskość. Witold ma rację, że w oryginalnym przepisie mowa jest o gęsim smalcu. Zastąpiłam go oliwą z oliwek, bo... tak jest łatwiej i zdrowiej. To taka gojska wersja czulentu ;) Za to sprawdzona.
OdpowiedzUsuńPasjonatko, chili con carne też niczego sobie, niczego. Zajadam się, gdy tylko mam okazję. Cokolwiek zrobisz - będzie trafione.
Edeszko, zgadzam się, że na Kazimierzu czulent smakuje wyjątkowo, choć... może to jest tylko w naszych głowach?, bo smak swojski, jak powiadasz. No, chyba że z gęsim smalcem... :)
Wszystkim życzę smacznego i... dobrej soboty! która tuż, tuż.
Narobiłaś mi smaku, Olu. Rodzinkę mam wybredną,nie przepada za nowościami-a dla mnie samej ... przemyślę to...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A ja nie znam takiej potrawy w zyciu nie slyszalam nazwy a brzmi interesujaco!
OdpowiedzUsuńZglodnialam od razu :)
Asiulu, Wildrose - jeśli kiedyś się skusicie, życzę smacznego! Zawsze można też najpierw spróbować w jakiejś restauracji, np. na krakowskim Kazimierzu :)
OdpowiedzUsuńWszystko pysznie, tylko wołu coraz trudniej upolować.
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że na smak potrawy właśnie to przetrzymywanie długotrwałe w piecu ma decydujący wpływ. Składniki się przemacerują.
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Pozdrawiam
Usuń