niedziela, 7 października 2012

Żydowski, żydowska, żydowskie


Kiedy Żyd zjada kurę? Albo gdy kura była chora, albo gdy Żyd jest chory. Dowcip znany, a określenie „żydowska penicylina”? To nic innego, jak pożywny, domowy rosołek. Najlepiej taki z knaidlach, który kiedyś udało się przygotować nawet niezbyt kulinarnie rozwiniętej :) Bobe Majse.

Pozostając w świecie smaków i zapachów... Drobiowe (kurze, lub gęsie) wątróbki nazywane bywają “żydowskim kawiorem”. Ten prawdziwy, szlachetny (ikra ryb niekoszernych) jest niekoszerny i religijny Żyd spożywać go nie może. Podobnie kaszankę, zatem jej żydowska odmiana to faszerowana rolada z drobiowym (znowu) mięsem w roli głównej. W obu przypadkach o nazewnictwie nie decydują składniki, ani ich smak, a jedynie wygląd “produktów zastępczych”.

Siedziba władz gminy żydowskiej (kahału) to czasami “żydowski ratusz”. Termin nawiązujący raczej do funkcji obiektu, niż jego architektury.

Najbardziej zagadkowe (a zarazem pejoratywne) określenie - “żydowski telegraf” odnosi się do zwyczaju eruw (hebr. zmieszanie) w zakresie symbolicznego połączenia przestrzeni na czas Szabatu. W Szabat nie wolno przenosić przedmiotów z domu w inne miejsca (dotyczy to także drobiazgów w kieszeniach, albo... pchania dziecięcego wózka). Zgodne z halachą połączenie (w praktyce np. sznurkiem) kilku podwórek i ulic pozwala obejść powyższy zakaz.

Żydowski, żydowska, żydowskie… Kawior, penicylina, telegraf… To w większości (wszystkie?) gojskie określenia. Zaprawione nutą ironii, czasami tylko niewiedzy. Próba wytłumaczenia sobie tego, co “inne” przy pomocy znanych, oswojonych terminów.



Siedziba Gminy Żydowskiej. Kraków. Róg ul. Krakowskiej i Skawińskiej.

17 komentarzy:

  1. ...à propos: skąd wziąć gęsie wątróbki albo gęsi smalec w mieście Kroke?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z "marketów" najprawdopodobniej w "Almie", ale głowy nie dam. Podrobów nie lubię, smalcu (żadnego) nie używam. Jeśli się dowiem - dam znać.

      Usuń
    2. Szukałam kiedyś po całym placu, wszyscy oczy wybałuszali, skąd po co i do czego...do kawioru żydowskiego właśnie. Może trzeba będzie do Rodaków się przejechać:)

      Usuń
  2. Nie znałam innych określeń, ale nie ma dla mnie nic nieżyczliwego w określeniu "żydowska penicylina". Wprost przeciwnie, akurat gdy poznałam tę nazwę, przestawiałam się na naturalne metody leczenia i czytałam dużo o leczniczych właściwościach takiego rosołu. Stąd określenie to jest wg mnie potwierdzeniem mądrości jednego najstarszego z narodów, a nie uszczypliwością.
    Natomiast jak widzę coś w stylu "gojskie określenia" to już wiem, że dalej może być coś co raczej dzieli niż łączy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W poście "Goj na kirkucie" napisałam: "Goj (z j.hebr. naród) - to żydowskie określenie nie-Żyda. Nie ma w nim nic niestosownego. Oczywiście zgodzimy się, że najbardziej neutralne słowo może zabrzmieć jak obelga, jeśli taka będzie intencja osoby je wypowiadającej. Na tym blogu nie obrażamy Żyda i nie obrażamy się za goja."
      Stąd - konsekwentnie - "gojskie (czyli nie-żydowskie) określenia".

      Ironia, czy tylko niewiedza? Po to właśnie wytłumaczenia pojęć...

      Usuń
  3. Kawior ryb koszernych jest koszerny... Nie jest koszerny np. kawior z jesiotra, ale z gromadnika, śledzia czy łososia śmiało można jeśc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, należy uściślić. Dziękuję, odpowiednio zmodyfikuję w poście.

      Usuń
    2. Ktoś w ogóle spożywa "kawior" ze śledzia? ;)

      Usuń
    3. oj, proszę mi wierzyć, że jest i takowy ;) w lidlu można kupić

      Usuń
    4. noooo, to muszę spróbować :)

      Usuń
  4. We Wrocławiu gęsi smalec jest dostępny wiadrami w sklepie eko przy pl. Zgody:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie słyszałam tej wersji dowcipu o kurze i rosole, od dawna znam taką: "kiedy chłop je kurę?" (chłop jako biedny rolnik). Na tym przykładzie widać, że nie wszystko co nam "znane" jest równocześnie powszechnie obowiązujące.
    Czytam tego bloga od pewnego czasu, żeby bliżej poznawać świat wspominany, którego ślady mogę dostrzec na ulicach mojego miasta. Moja wiedza jest niewielka - bardziej jest to zastanowienie, poświęcenie myśli ludziom, którzy żyli w tych kamienicach (domy drewniane już prawie zniknęły), chodzili tymi uliczkami.
    Pozdrawiam serdecznie po raz pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, a możesz napisać jakie to miasto i jakie ślady możesz dostrzec na jego ulicach? Pozdrawiam, cieszę się, że trafiłaś w progi Bobe Majse i zapraszam do rozgoszczenia się :)

      Usuń
    2. Mieszkam w Łodzi, a mój dom (zbudowany po wojnie) stoi wśród przedwojennych kamienic, które znalazły się na terenie getta. Łódź jako miasto nie była praktycznie zniszczona w czasie II wojny, zachowała się cała zabudowa, więc wiele śladów pozostało. Inna sprawa, że wiele też w latach powojennych zniszczono, rozebrano.
      Stąd być może moja pamięć i zainteresowanie historią tych miejsc, że moja rodzina mieszka w Łodzi od ponad stu lat. A ja od dziecka słuchałam różnych rodzinnych wspomnień, również dotyczących miasta i jego mieszkańców.
      Sama też kilkakrotnie znalazłam się w scenerii czasów wojny (przechodząc obok rekwizytów), gdy pobliskie domy i ulice "grały" w kilku filmach.

      Usuń
    3. Miło tak gdzieś być od ponad stu lat...

      Usuń
  6. Dla mnie to jest przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i tożsamości. Nigdy nie brałabym pod uwagę emigracji za granicę (z jakiegokolwiek powodu),dlatego mogę próbować (podkreślam słowo "próbować") zrozumieć tragedię ludzi wypędzanych, zmuszanych do osiedlania w obcym kraju, w warunkach i na zasadach narzuconych przez agresora i okupanta.

    OdpowiedzUsuń