niedziela, 28 sierpnia 2011

Lampka


Mam swoje ulubione krakowskie okno :) W samym sercu Kazimierza, na ulicy Szerokiej. Powojenny budynek w miejscu tzw. Synagogi na Górce, w której przed wiekami mieszkał Wielki Kabalista Natan Nata Spira, nie budzi większych emocji. Ni to dom, ni to kamienica. Na parterze bank, nad nim mieszkania - z tego, co wiem - głównie pod wynajem. Budynek ten ma jednak swoje tajemnice. O jednej z nich - przepięknym śladzie po mezuzie pisałam w poście "Odkrywca tajemnic" Ale to nie wszystko. Jest jeszcze wspomniane okno, a w nim paląca się od zmroku mała lampka. Cóż w tym dziwnego? - powiecie. To nie przypadek. Natan Nata Spira całymi nocami studiował przy świetle świecy, o której nostalgicznie powiada się, iż była latarnią dla spóźnionych kazimierskich przechodniów. Pewnego razu zabrakło jej płomienia, a wraz z nim Wielkiego Kabalisty.

Właściciel budynku, a może tylko wspomnianego mieszkania, podtrzymuje tradycję światełka w oknie - drobną, a jakże ważną. Nawet na tle kilkusetletniej historii Żydów w Krakowie, nawet w przepychu ocalałego żydowskiego miasta i jego siedmiu synagog.

Nieprzypadkowość palącej się co wieczór lampki potwierdziła wynajmująca jedno z mieszkań dziewczyna. Nie TO, inne. Mam plan dotrzeć do właściciela budynku, a jeśli mi się uda - będziecie pierwszymi, którzy się o tym dowiedzą.



16 komentarzy:

  1. Urzekło mnie twoje pisanie, szukanie śladów,odkrywanie tajemnic.pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, czy udalo Ci się Olu ustalić, kto jest inicjatorem i pomysłodawcą takiej formy utrzymywania pamięci o Megel Amukot? Zawsze mnie to ciekawiło.
    Pozdrawiam.
    Bartek

    OdpowiedzUsuń
  3. To fantastyczne i ujmujące:) A Ty jak zwykle wypatrzyłaś:) Mało kto zwraca uwagę na palącą się w oknie lampkę. Żeby ją zauważyć i wiedzieć gdzie patrzeć trzeba mieć oko i wiedzę Bobe Majse:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia jak z filmu!!
    Nie mam słów,ciekawa jestem dalszego ciągu.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  5. Basiu, witam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za dobre słowo :)
    Bartku, właśnie to zamierzam sprawdzić kontaktując się z właścicielem budynku.
    Raf, Elu, Kaprysiu, Magodo, wiedziałam, że Wam się spodoba :)

    Wszystkich mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi też się podoba:))))
    Na razie możemy fantazjować na temat właściciela... Jakieś scenariusze?:) Potomek? Pasjonat? Jednak przypadek? Zakład? Pomysł na przywabienie Bobe Majse?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mieszkam w Krakowie całe życie i nigdy o tym nie słyszałam. Spodobał mi się ta historia. Muszę kiedyś odnaleźć to miejsce...

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, dowiedz się, dowiedz!
    Chciałam napisać, że to taka magiczna i nstalgiczna historia, ale komentarz Sary podsunął mi nowy trop: przywabienie Bobe Majse!
    To może być TO!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Saro, Ori, to w sumie stara historia (ja ją znam od kilku dobrych lat, gdy Bobe Majse nie było jeszcze na świecie;):)
    Monia, ulica Szeroka, budynek na lewo (stojąc twarzą do Synagogi Starej), zresztą poznasz po banku na dole... Witam w blogowych progach :)

    OdpowiedzUsuń
  10. światełko pamięci....
    jaka cudna historia!... czekam na dalszy ciąg.... Olu jesteś niesamowita!
    najśmieszniejsze, że pamiętam to okno, i zwróciło moją uwagę... ilekroć byłam w Krakowie - światełko w nim było... nawet podczas baaaardzo poźnonocnego spaceru Szeroką :)) że też nie przyszło mi nigdy do głowy zapytać Cię o to...

    ...a wiesz... moja Mama miała zwyczaj zapalania jednej takiej lampki blisko okna o zmierzchu, gdy tylko była w domu... nawet jeśli "urzędowała" z drugiej strony mieszkania, w kuchni, światełko-latarenka witało mnie z daleka......... ech...

    OdpowiedzUsuń
  11. Kasiu, cieszę się, że krakowska opowieść przywołała tak miłe, osobiste wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Okno jakich wiele. Lampa jakich wiele.
    A jednak nie...
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  13. Rzeczywiście trzeba mieć wiedzę, żeby zauważyc takie sytuacje, które innym nie wydają się niczym niezwykłym, a zastanawiają wtedy, kiedy ktoś inny wskaże szczegół. Opowidasz tak obrazowo, jakbyś podnosiła kolejne kurtyny w teatrze.Serdeczności.Bożena

    OdpowiedzUsuń
  14. Ewo, i można coś z niczego, prawda?
    Bożenko, czasami dopomaga nadstawianie ucha ;) A to o kurtynach piękne. Dziękuję Ci!

    Pozdrawiam serdecznie, prawie-weekendowo :)

    OdpowiedzUsuń