Lata temu przetoczyła się w mediach burzliwa dyskusja, co począć z antysemickim obrazem z sandomierskiej katedry. Wizja rzekomego mordu rytualnego wyszła spod pędzla XVIII-wiecznego malarza Karola de Prevot i stanowi część cyklu "Martyrologium Romanum".
- Usunąć! - krzyczeli jedni.
- Zmagazynować w muzeum - proponowali inni.
Kościół katolicki “rozwiązał” problem w sposób dla siebie typowy: obraz zasłonił i udawał, że sprawy nie ma. Przez wiele, wiele lat.
Zwiedzający sandomierską katedrę mogli “podziwiać” pokryty materią parawan, ze zmieniającą się cyklicznie dekoracją: a to jakąś ścienną gazetką, a to jakimś świętym obrazem, lub portretem Jana Pawła II. Zabawne, prawda? (zdziwionych odsyłam chociażby do tego posta).
Niedawno zwyciężyła - jedyna słuszna według mnie koncepcja odsłonięcia obrazu wraz z umieszczeniem przy nim tabliczki wyjaśniającej, że to potwarz i zwykły zabobon.
Tekst “wygładzono” i brzmi on tak: "Obraz przedstawia rzekomy mord rytualny, który miałby być dokonany przez sandomierskich Żydów (...). Wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi. Żydzi nie mogli dokonać i nie dokonywali mordów rytualnych. Z powodu częstych oskarżeń byli prześladowani (...)" /źródło/ Niestety, nie pomyślano o obcokrajowcach, brakuje chociażby wersji anglojęzycznej.
To prawda, religia żydowska zabrania spożywania krwi. Całkowite odkrwawienie mięsa (oczywiście zabitego wcześniej zwierzęcia) to jeden z warunków koszerności. Zdatne do zjedzenia jajko traci ową właściwość, gdy znajdzie się w nim kropla krwi - zalążek życia. Jednak w przypadku zabobonu mordu rytualnego należałoby raczej podkreślić, że judaizm zabrania mordowania ludzi.
Chcieli dobrze, wyszło jak zwykle, choć ja uważam, że to i tak wielki postęp w sprawie. Podczas ostatniej wizyty w Sandomierzu odwiedziłam katedrę i byłam świadkiem dwóch niemiłych wydarzeń.
Oprowadzający grupę turystów przewodnik omówił szczegółowo wiszący na “parkanie” obraz zastępczy, ani słowem nie wspominając, co ów parkan zasłania. To mogę jeszcze zrozumieć. Występując “przeciwko” kościołowi katolickiemu straciłby pewnie pracę.
Drugi incydent dotyczył mojej osoby. Próby zajrzenia za kotarę zauważył i histerycznie “skomentował” biegający po świątyni mężczyzna - jak się później okazało - tzw. kościelny. Zapytał ostro, czego szukam. Gdy spokojnie odparłam, że antysemickiego obrazu Prevota, zaczął krzyczeć: “Do Izraela! Do Izraela!” i straszyć mnie wezwaniem policji.
Raz jeszcze powtórzę, że ponowne odsłonięcie kontrowersyjnego malunku w sandomierskiej katedrze i zdjęcie zeń odium prawdy to i tak “coś”. Nadmiernych optymistów pragnę zarazem uświadomić, że wzorcowy proboszcz tamtejszej parafii - ojciec Mateusz jest jednak postacią fikcyjną.
Katedra w Sandomierzu. Parawan i obraz zastępczy.
Obraz Prevota, ukryty za parawanem j.w. Przedstawia kolejne etapy tzw. mordu rytualnego. Ten kłamliwy i absurdalny przesąd pozbawił życia wielu niewinnych Żydów.