Jerzy Kosiński - pisarz, wykładowca uniwersytecki, prezes amerykańskiego Pen Clubu, kobieciarz, kolekcjoner pejczy, masek, zwolennik sadomasochizmu i przebieranek całe życie pozostał dzikim chłopcem z kometką - puszką-latarnią na długim sznurku, służącą do obrony przed prześladowcami, ale i zdradzającą miejsce pobytu.
Józef Lewinkopf (prawdziwe imię i nazwisko Kosińskiego) przeżył wojnę na wsi, względnie bezpieczny, z matką, ojcem i przybranym bratem. Nie stracił nikogo z bliskich. Zagłada była dlań “tylko” nienawiścią do “innego”, “obcego”, którego jeśli się oszczędza, to ze strachu przed karą.
W beletryzowanej biografii Kosińskiego Jerome Charyn pokazuje obu tych chłopców. Narratorami powieści są kolejno: Ian Diggers - niespełniony aktor, szofer, asystent i człowiek “od wszystkiego” Petera Sellersa; Swietłana Alliłujewa - córka Stalina; Martha Cuthbert Will - była żona Jerrego; Anya - prostytutka, domina i muza pisarza.
Charyn nie rości sobie prawa do zadawania pytań i udzielania nań odpowiedzi, nie pretenduje do stawiania kropki nad “i” w “sprawie” Kosińskiego. Beletryzowana biografia zdaje się być świetnym za(wy)biegiem literackim: ile w niej prawdy, a ile fikcji? - ta nurtująca całe pokolenia czytelników “Malowanego ptaka” wątpliwość, od teraz towarzyszyć będzie także lekturze książki Charyna. Jakie historie mogą opowiedzieć, jakie tajemnice zdradzić subiektywno-obiektywne, prawdziwie-nieprawdziwe postaci, w których życiu na moment zagościł Kosiński?
Okrzyknięto go Wielkim Pisarzem i Wielkim Kłamcą, co na równi ekscytowało Nowy Świat. Ten świat był w stanie wybaczyć każde draństwo, byleby nie ujrzało światła dziennego. Sława ma swoją cenę, wyzwala wścibstwo i zazdrość. Pisał samodzielnie, czy korzystał z pomocy innych, a może innym “tylko” skradał literackie pomysły? “Malowany ptak” to dzieło Kosińskiego, czy tajemniczej Gabrieli? Wyszło spod jego pióra, czy jej korektorskiego, zielonego ołówka?
W Starym Kraju stawiano książce znacznie bardziej prozaiczne zarzuty: “Wychwalają styl i masę szczegółów, ale kładą nacisk na to, że taki niewdzięczny Żyd jak ja nie ma prawa oskarżać polskich chłopów, którzy uratowali życie jemu i jego rodzinie.”
“Pustelnikiem z 69 ulicy” chciał wszystkim zamknąć usta, uciąć plotki, położyć kres niedomówieniom, dowieść pisarskiego talentu i pisarskiej prawdziwości Kosińskiego. Nie zamknął, nie uciął, nie dowiódł.
Całe życie pozostał dzikim chłopcem z kometką - puszką-latarnią na długim sznurku, służącą do obrony przed prześladowcami, ale i zdradzającą miejsce pobytu. Każdy, kto próbował się do niego zbliżyć - jak do człowieka i jak do fenomenu, poniósł klęskę. Krok do przodu, dwa do tyłu - oto istota tańca z Kosińskim. Tylko jedno jest pewne - w jego żyłach płynęła autodestrukcja. Nie mógł przeżyć. Ani jeden dziki chłopiec nie przeżył.