Przypomniał
mi się maj, a właściwie długi majowy weekend, podczas którego
jeździliśmy na jednodniowe wycieczki w miejsca niezbyt odległe od
Krakowa. Po drodze do Kielc był Wodzisław, a w Wodzisławiu ruina
synagogi z XVII wieku. Wystarczający powód wizyty.
Kompletne
ogrodzenie i solidnie zamykana brama. Już, już rozważałam przeciskanie
się dołem, powstrzymała mnie jednak myśl, że może i tym razem dopisze
szczęście i znajdę jakąś wyrwę w siatce.
W pewnej chwili środkiem głównej drogi przeszedł starszy mężczyzna. Nie zainteresowali go przybysze, ani zainteresowanie przybyszy synagogą. Pewnie dlatego nie zapytałam, czy pamięta jej lepsze czasy, czy pamięta wodzisławskich Żydów? Szkoda.
Okrążyłam
cały budynek, podziwiając jego bryłę i wyobrażając sobie, jak dostojnie
musiał się niegdyś prezentować w tej małej, skromnej miejscowości.
W
końcu znalazłam to, czego szukałam i na co tak bardzo liczyłam - wyrwę w
ogrodzeniu. Nie trzeba skakać, ani się czołgać... Co za radość!
I
oto jestem po drugiej stronie. Przy południowej ścianie synagogi pyszni
się dorodna jabłoń, cała w majowym kwieciu. Bujny okaz życia. Zamiast.
Wchodzimy
do środka, a w środku gruz, kurz, dzika roślinność i pozostałości
pierwotnego układu wnętrza. Na jednej ścianie (j.w.) piętro babińca, na
innej wnęka po aron ha-kodesz.
Myślę
o znanych mi zaopiekowanych ruinach... Synagoga w Dukli, Działoszycach,
Chmielniku... Może kiedyś do tej listy dołączy także Wodzisław?
Zainspirowany Twoim opisem wrzucilem Wodzislaw do sztetla i oto co sie pokazalo.
OdpowiedzUsuńhttp://www.sztetl.org.pl/m/pl/object/4696/
nie gniewasz sie za link?
bo to ponoc wbrew blogoetykiecie.... juz nie bede;-)
Dlaczego mam się gniewać? Widocznie nie znam blogoetykiety ;) Myślę jednak, że każdy, kto będzie chciał znaleźć konkrety na temat tej, czy innej opisywanej przeze mnie synagogi znajdzie je w sieci bez trudu :)
UsuńSzkoda. Zawsze mi żal miejsc modlitwy. Żeby chociaż Dom Kultury, albo biblioteka. Ale do tego trzeba ludzi - jak np. w Sejnach...
OdpowiedzUsuńEla