“Moja matka - ortodoksyjna bardzo Żydówka, zakochała się nagle w zruszczonym Polaku (...) Matka uciekła ze swoim ukochanym. Rodzina mojej mamy usiadła sziwę* (...) Urodziłem się w Łucku jako kundel. Miałem naprzeciwko wujka, który nie wiedziałem kto to jest.
Moja mama - świętej pamięci Rywka Biterman-Szurmiej wyjechała ze mną do malutkiego miasteczka, do Kiwerc. To był rok 1929. Ojciec był elektromonterem i pracował na elektrowni. Jak wróciliśmy, mama weszła do domu i zobaczyła starego Żyda z brodą. Upadła, podnieśli ją.
Okazuje się… Kiedy bolszewicy zajęli tereny w 1918 roku itd., dziadek został po tamtej stronie z całą rodziną. Kiedy zaczęto w 1928 roku zamykać synagogi, kościoły i cerkwie itd., to on przeszedł przez granicę i przyszedł do Łucka. Przyszedł do Łucka i poszedł do syna, którego ja - niech mu ziemia lekką będzie temu wujkowi, ale ja go na oczy nigdy nie widziałem.
Synowa stała w oknie, powiedziała, że jest wielki kryzys, a był wtedy i powiedziała, że jednego człowieka jeszcze wykarmić to jest dość trudno. I ojciec - ten goj, wychodząc rano z elektrowni popatrzył: przy latarani stoi Żyd i płacze. Podszedł i poznał. Wziął go do domu, kupił mu chałat. Dziadek był u nas trzy lata.”
/fr. wywiadu Szewacha Weissa z Szymonem Szurmiejem, program z cyklu "Szewach – spotkania raz jeszcze"/
*Sziwa - w tradycji żydowskiej 7 dniowa, ścisła żałoba (I etap) po śmierci bliskiego członka rodziny. Siedzi się wówczas na niskich stołkach, nie pracuje, nie nosi skórzanego obuwia, nie strzyże i nie goli, nie wychodzi z domu. Zasłania się lustra. O żałobników dbają sąsiedzi (np. przynoszą posiłki). W ortodoksyjnych społecznościach sziwę odprawia się także w przypadku konwersji członka rodziny, małżeństwa z gojem / gojką. Osobę taką traktuje się jak zmarłego. O takiej właśnie sziwie mówi Szymon Szurmiej.
1923 - 2014
Zdjęcie pochodzi ze strony Fundacji Shalom