czwartek, 12 grudnia 2019

Stopy, rajstopy, czyli…


o seksualności Brunona Schulza na podstawie “Księgi obrazów”.

Najpierw… brak nagości, kobieta na piedestale (np. łoża), czołobitni adoratorzy. Symbolika, zagadkowość, niedostępność. Potem… nagość, zwyczajność (ulica, tapczan), zmięci mężczyźni. Spowszednienie.
Od dominy, nieosiągalnego ideału do zbrukanej, taniej prostytutki. Erotyzm, submisyjność, masochizm, obsesyjność motywów, ich powtarzalne natręctwo. Kobiety realistyczne, czasami naturalistyczne, mężczyźni widmowi. Ona i on zawsze osobno. Nie ma pomiędzy nimi uczucia, nie łączy ich związek.
One. Wyniosłe, dominujące, pewne siebie, obojętne, pełne pogardy, lub łaskawie pozwalające się adorować, przeświadczone, że męski hołd po prostu im się należy, nie nawiązujące kontaktu wzrokowego, zastygłe w wystudiowanych pozach: stojących, siedzących, leżących. Idealna linia nóg – wyeksponowanych, pierwszoplanowych. Stopy bose, lub obute w zgrabne, zmysłowo wyprofilowane, eleganckie pantofelki na obcasach.
Oni. Młodzi, w średnim wieku, starcy. Zapatrzeni w kobiety wzrokiem tęsknym, lub badawczym. Skoncentrowani na nogach, stopach. Idący kilka kroków za paniami, niżsi, mniejsi, uchylający kapelusza, zgięci w pokornych ukłonach, wyciągający dłonie w ich kierunku, bez nadziei na dotyk, bez śmiałości. Niektórym udaje się ucałować – łaskawie ofiarowaną kobiecą dłoń, co czynią z wyjątkowym zaangażowaniem i atencją. Niektórym towarzyszy pies – symbol ich własnej poddańczości; czasami pies o ludzkiej, męskiej twarzy. Jeden z mężczyzn wręcz wije się na miejskim chodniku, zapatrzony w ponętnie wysuwaną z buta stopę górującej nad nim kobiety.
Powyższy schemat zachowany nawet na rysunkach przedstawiających dziewczęta i młodzieńców. Ci ostatni zawstydzeni, nieśmiali. Dziewczęta zdradzają wyższość dorosłych kobiet. Są takie śmiesznie stare-maleńkie.
W scenach domowych mężczyźni klęczą przed siedzącą na krześle/fotelu, lub leżącą na łóżku kobietą i dotykają, całują jej stopę. Czasami ich głowa, kark, plecy służą za podnóżek. Te, zdawałoby się upokarzające zachowania sprawiają im widoczną przyjemność.
Cały cykl rysunków przedstawia adorację kobiecych stóp. Jeden z mężczyzn śpi zwinięty w kłębek u nóg swojej wybranki. Pomimo schematycznie nakreślonej postaci widać wyraźne zadowolenie na jego twarzy – błogą szczęśliwość.
Przed jedną z kobiet mężczyzna chłepce wodę z miski. To także nawiązanie do wiernego psa, niemalże niewolnika. Inny myje kobiece stopy. Albo tęsknota za kontaktem fizycznym, albo zachwyt nim. Są także kobiety ze szpicrutami, z których niejedna robi użytek. Niektórzy mężczyźni mają twarz Schulza. Jest także mężczyzna niosący kobietę na barana. 
Mężczyzna Schulza to często człowieczek. Kaja się, błaga, przeprasza, intensywnie wpatruje, marzy, odczuwa zadowolenie. Jeden, dwóch, pięciu, siedmiu… przed kobietą rozpartą na tapczanie, fotelu.
Naga kobieta na scenie, mężczyzna podglądający ją zza kotary. Tylko głowa w uniżonej pozie. Albo krawiec przed swoją klientką. On klęczy, ona dominuje, paradując nago po pracowni.
Wiele przedstawień kojarzy się z salonem domu publicznego (na dom publiczny wskazuje także miska z wodą). Kilka kobiet, kilku mężczyzn – wszyscy o submisyjnych skłonnościach.
Nikt już nie kwestionuje masochizmu Schulza, biografowie szukają raczej jego przyczyn. Małym Brunonem zajmowała się okrutna opiekunka, która biła i karciła kilkuletniego chłopca.
Schulz miał ambiwalentny stosunek do kobiet. Dzielił je na dwie kategorie: Muz i dziwek. Inspirację, uwielbienie, porozumienie duchowe i intelektualne oddzielał grubą kreską od seksu. Bał się kobiet, a już na pewno kobiet “na życie”. Schulz był masochistą, a jego skłonności tylko pogłębiały rozdźwięk jak wyżej. Masochistą i fetyszystą.
Stopa, bucik, noga w pończosze… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz