sobota, 10 kwietnia 2021

Cogito ergo sum

 

Prywatna relacja, na wyłączność Bobe Majse:


“Jestem bardzo anty. Nie noszę kagańca od samego początku. Wiosną tylko chusta na szyi i gdy w pobliżu pojawiały się służby, zakładałem na minutę. Teraz już nie. Wychodzę bez chusty, szmatki. Mam zapakowaną w folię maseczkę, tzw. awaryjną, gdy muszę szybko coś załatwić w banku, a nie mam czasu na użeranie się. Dosłownie 2-3 razy byłem zmuszony tak zrobić. Zasadą jest, że chodzę z twarzą i walczę: na argumenty, wyśmiewam, lekceważę uwagi - zależy od sytuacji.


Ostatnio w sklepach mówię: mam zakaz, nie wolno mi (w domyśle: lekarz zabronił). To zamyka usta, bo ludzie są już tak wsłuchani w to, co im nakazuje/zakazuje telewizor, że przyjmują i taką odpowiedź.


W tamten styczniowy dzień zbliżałem się do przejścia dla pieszych, po drugiej stronie stał zamaskowany milicjant. Wytrzymałem spojrzenie, nie założyłem chusty. Gościowi chyba się spieszyło, minęliśmy się. Nabuzowany sukcesem idę dalej, a po kilku minutach widzę zbliżające się ulicą osobowe auto milicyjne. Goście dają kierunkowskaz, zatrzymują się, wychodzą i do mnie: gdzie maska?!


Ja, że nie ma obowiązku, jestem zdrowy, do tego maska jest szkodliwa. Oni na to, że mogę nosić przyłbicę. Ja, że absolutnie nie, bo to też zaburza cyrkulację. No i się uruchomili: mandat! Ja od razu, że sąd. To ich trochę zdziwiło, proszą o dokument. Nie stawiałem się, wręczyłem.


Gość zaczyna połajankę, że jestem egoistą, nie dbam o innych. Ja, że to on jest egoistą, bo ma chory, zatruty oddech, zaraża innych grzybami i bakteriami. I że maska szkodzi, żeby ją zdjął i odważył się swobodnie oddychać. I jeszcze, że nie ma takiego prawa, które pozwalałoby, aby jeden człowiek nakazywał drugiemu ograniczać najważniejszą czynność życiową... że bez jedzenia miesiąc, bez picia tydzień, bez oddychania trzy minuty... A jeśli powiemy, że ludzie są bezobjawowo chorzy, to tak, jakby nie było zdrowych, tylko źle zdiagnozowani. Podobny przykład: nie ma ludzi uczciwych, tylko źle przesłuchani. Czy w takim świecie chcemy żyć?!


Jestem zdrowy, a on nie ma prawa mówić, że roznoszę bezobjawowo, bo to samo słyszał mój dziadek Żyd, który zginął w obozie, bo nie zgadzał się, aby go określali mianem roznosiciela tyfusu. My już przestaliśmy się bać! Goście mnie wyśmiali, że przesadzam.


Spisali, sprawdzili, czy aby nie jestem poszukiwany, pożegnaliśmy się kulturalnie i tyle. Minęły ponad dwa miesiące i... nic, na razie żadnego wezwania do sądu.


Acha, w komisariatach pełna maniana. Byłem w dwóch, trzy razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy (jako świadek pewnego zdarzenia) i tam albo w ogóle nie noszą, albo totalnie olewają. Noszą na brodzie, dla samego teatru.


Jestem dumny jeszcze z jednej niedawnej sytuacji. Siedzę sobie przed kawiarnią na rynku, słonko przypieka, koszula rozpięta - ot, wytwarzam witaminę D, a tu na drugim końcu pojawia się suka. Ja nic, kawka w ręku, nawet pozycji nie zmieniłem. Podjechała, odprowadziliśmy się spojrzeniem… Gość, choć sam miał kaganiec na ryjku - odjechał, może dlatego, że był sam.


Trzeba walczyć, nie dawać się, bo oni już przekroczyli granicę. Co następnie: co drugi oddech?! Gdyby to było realne zagrożenie, mógłbym chodzić w gazmasce, ale tak? No pasarán, non possumus!”

 


2 komentarze:

  1. Tak, tak i jeszcze raz tak!!! Bardzo to smutne, że tak łatwo społeczeństwo dało sobie zrobić wodę z mózgu. Ale przynajmniej my, bezmaskowcy, możemy się do siebie uśmiechać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Uśmiecham się do Ciebie szeroko :)

      Usuń