"W latach trzydziestych, kiedy w  Warszawie pojawiły się sklepy aryjskie, moja babcia, która charakterek  miała trudny, potrafiła wejść do takiego sklepu i zapytać: Przepraszam,  czy to jest sklep aryjski? Odpowiadano: Tak. - W takim razie dziękuję,  ponieważ ja kupuję wyłącznie u Żydów. I wychodziła."
O swojej  babci opowiedziała mi jedna z czytelniczek Bobe Majse, a ja TAKĄ babcię  od razu polubiłam i zapragnęłam przedstawić na blogu. Mądra i odważna  kobieta.
Ta optymistyczna historia świadczy dobitnie o nieoptymistycznej  sytuacji w przedwojennej Polsce. Antysemityzm na uczelniach, w  kościołach, prasie i na ulicy. Ulicy aryjskiej.

 
 
 
 
 
Nie muszę pisać, jak bardzo lubię takie zakątki,  prawda? :) Jeden z nich odnalazłam w Jarosławiu, uroczym, nieco sennym  miasteczku Podkarpacia. Dwie synagogi - blisko, bliziutko siebie i jakże  piękny adres: Plac Bożnic. Duża i Mała, jedna z początku XIX, druga XX  wieku. Obie przebudowane, ale z zewnątrz wciąż synagogalne.  Charakterystyczne, półokrągło zwieńczone okna, Tablice Dekalogu na  północnej ścianie Małej Synagogi.
W bezpośrednim sąsiedztwie  stara kamienica, kiedyś pewnie żydowska. Dziś rudera, z pustymi  oczodołami okien. Na próżno wypatrywać chłopców wracających z chederu i  mężczyzn z synagogi.
Jarosław. Duża Synagoga.
Jarosław. Mała Synagoga.
Jarosław. Stara kamienica, ściana południowa, z widokiem na obie synagogi.
Jarosław. Stara kamienica, ściana północna, od strony cichej uliczki. W głębi z prawej "rąbek" Dużej Synagogi.
 
 
 
 
 
Jak nic sprawka cadyka! ;)
W komputerze  Piotra znalazłam poniższe zdjęcie i pomyślałam: to czas, kiedy przypada  rocznica śmierci Elimelecha z Leżajska. Wrzuciłam stosowne hasło w  internetową wyszukiwarkę i... własnym oczom nie mogłam uwierzyć, że tak  bardzo, tak bardzo trafiłam!
Na zdjęciu spokój, na zdjęciu  pustka, a dziś w leżajskim ohelu tłumy chasydów z całego świata i setki  migoczących świec. Szept modlitw, szelest kwitelech, radość, taniec i  śpiew. Zostawmy wiernych sam na sam z cadykiem, uszanujmy ten ważny dla  nich moment, zanurzmy się w ciszę tego miejsca sprzed i po jorcajt.
Tu dzisiaj płoną setki świec...
 
 
 
 
 
"Non omnis moriar - moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym."
/fr. wiersza "Non omnis moriar", Zuzanna Ginczanka/

 
 
 
 
 
"Na dnie kufra rzucony tkwi lichtarz;
On płomienia od wieków nie widział,
Ale w środku mu płonie modlitwa,
Co mówili w Szabas ją Żydzi."
/fr. "Przysłuchujcie się starym przedmiotom", Rafał Kmita/

Ponowna  wizyta w Bielsku-Białej i ponowne odwiedziny bielskiego kirkutu. Od  mieszkającego na terenie cmentarza dozorcy pożyczamy klucz i zaglądamy  do wnętrza domu przedpogrzebowego. Wielkie, puste pomieszczenie, w  którym niesie się głos. Pod jedną z pamiątkowych tablic dostrzegam  menorę z malowniczo wypalonymi świecami. Zmarznięte dłonie wciskam w  kieszenie kurtki. W jednej z nich mam pudełko zapałek. A gdybym tak... a  gdybym tak na kilka minut zapaliła te świece, a Piotr uwiecznił je na  zdjęciu? Przechodzę do działania. Zgrabiałe palce stawiają opór,  a myśli krążą wokół pewnego wyjątkowego nagrobka, na którym nie udało  się zostawić światełka pamięci. Tego dnia w Bielsku hulał wiatr.