niedziela, 31 stycznia 2010
Uczę się...
Sesja na moich podyplomowych studiach z judaizmu w toku. 30 stycznia miałam dwa egzaminy: ustny z "Antysemityzmu" i pisemny z "Literatury i kultury polskich Żydów". "Antysemityzm" poszedł szybko, sprawnie i z dobrym wynikiem (pytania o negacjonizm / rewizjonizm i Sprawę Dreyfusa), ale test z "Literatury..." Był ciężki, oj ciężki! Ambitny, nie powstydziliby się go studenci dziennych, pięcioletnich studiów. Kilkadziesiąt pytań (numerację pamiętam do 30-tu, potem już tak się spieszyłam, że po prostu nie wiem, ile ich było w sumie:) Półtorej godziny na wszystko, a tu obok pytań wyboru, sporo opisowych, w tym i takie: "Tewje Mleczarz - tradycja, czy nowoczesność? Rozwiń myśl". Sporo konkretów: daty urodzin i śmierci pisarzy, poetów, daty wydań pierwszych tomików wierszy... Nie wiem, jak mi poszło. Mam nadzieję, że jednak zdałam;):)
W kolejną sobotę ostatnie dwa egzaminy, a więc nadchodzący tydzień także będzie pracowity. Obawiam się trochę "Historii Żydów", bo to temat rzeka. Najpewniej czuję się z dwóch przedmiotów (połączone w jeden egzamin): "Judaizm od przeszłości do teraźniejszości - przywiązanie do tradycji i ewolucja", oraz "Duchowość polskich Żydów", ale... nie chwalmy dnia przed zachodem słońca:)
Bobe Majse otrzymało kolejne wyróżnienie! Od Pana Szydełko, który w rzeczywistości jest Panią:) (mam nadzieję, że nie będzie miał(a) mi za złe, że zdradzam takie sekrety;) To była bardzo, bardzo miła niespodzianka po ciężkim, egzaminacyjnym dniu. Jako, że nie mam wątpliwości, czyje blogi lubię i podziwiam, wyróżnienie od razu przekazuję dalej, dla:
Little People za fenomenalny pomysł.
Modern spotyka vintage za gust, smak i talent(y).
Pretty pleasure za piękne zdjęcia, które podziwiamy wspólnie z Piotrem.
Personal Breslau za subiektywne i ciekawe spojrzenie na Wrocław.
Na Miotle za wypieki jak dzieła sztuki.
Przy okazji przedstawiam kolejnych Gości Bobe Majse, którzy otrzymali już rymowanki:
Elamika
Pikinini
Bea
Pan Szydełko
Lena
Cyrylla
Markos
Migoshia
Terka
Asia i Wojtek
Alexa
Wildrose
Elle
Kochani, pomału zaczynam się gubić w tym, kto już ma mój wierszyk, a kto jeszcze nie. Umówmy się zatem, proszę, że o chęci jego otrzymania powiadomicie mnie w pozostawionym na blogu komentarzu. Wówczas niezwłocznie przybędę i zrymuję;):) Na razie pozdrawiam wszystkich serdecznie i... wracam do nauki. Kolejny post będzie judaistyczny. Obiecuję!
czwartek, 28 stycznia 2010
www.tesknie.com
Czy słyszeliście o wyjątkowym projekcie "Tęsknię za Tobą, Żydzie"?
Autor: Rafał Betlejewski
Miejsce: Polska
Czas: rok od daty 27/01/2010 (Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu)
Strona www: tu można przypomnieć zapomnianych, a także wyrazić swoją tęsknotę za nimi
Zdjęcie: można zaprosić Autora do swojego miasta, miasteczka, wioski, a On zrobi zdjęcie według wzoru: dwa krzesła, na jednym siedzi sympatyk projektu, drugie jest puste, leży na nim tylko jarmułka; w tle budynek, miejsce związane z żydowską (nie)obecnością
Mural: gdzieś w przestrzeni publicznej swojego miasta, miasteczka, wioski można namalować (Autor namawia, aby nie robić tego bez pozwolenia) napis TĘSKNIĘ ZA TOBĄ, ŻYDZIE
Rafał Betlejewski o swoim projekcie: "Myślę, że dla Polaka jest to jak eksplorowanie podświadomości, która stanowi źródło lęków, fobii, psychoz, ale z drugiej strony wspaniałych snów."
Całym sercem popieram, zachęcam do przyłączenia się, zapraszam na www.tesknie.com
środa, 27 stycznia 2010
Światło Pamięci
Dzień 27 stycznia - rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau - ustanowiono Międzynarodowym Dniem Pamięci o Holokauście. Warszawska Fundacja "Shalom" apeluje, aby w tym dniu o godz. 18:00 zapalić w oknach świece.
Przesłanie akcji pięknie wyraziła Dyrektorka Fundacji "Shalom" - Gołda Tencer: "O tych, którzy zginęli w czasie Zagłady, nie wolno zapomnieć. Niech Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holokauście stanie się dniem nadziei i wiary w przyszłość wolną od nietolerancji, uprzedzeń i nienawiści. Zapalmy świece w oknach, których blask ocali pamięć o tych, którzy zginęli, ale ciągle żyją w naszych sercach."
niedziela, 24 stycznia 2010
Pokonkursowo
Konkurs Blog Roku 2009, choć jeszcze trwa, dla Bobe Majse się zakończył. Gorąco dziękuję wszystkim, którzy głosowali, trzymali kciuki, zamieszczali miłe komentarze. Tym razem się nie udało, ale Wasze poparcie tak młodego bloga było budujące. Spróbujemy znowu w przyszłym roku?! :);)
Niedawno wydarzyło się coś, co sprawiło mi dużą, wielką, ogromną radość, którą chcę się z Wami podzielić. Bobe Majse zostało zakwalifikowane jako praca dyplomowa wieńcząca moje judaistyczne studia. Było z tym trochę zamieszania, gdyż do tej pory żaden student nie zgłosił podobnego pomysłu (forma bloga, praca on-line), dlatego Rada Naukowa uczelni musiała mój wniosek rozważyć i... rozważyła. P o z y t y w n i e!
Nadal macie więc za co trzymać kciuki, o co serdecznie proszę, tym razem bez konieczności SMS-owania i wydawania pieniędzy.
Niech garść poniższych zdjęć wyrazi moje podziękowanie Wam, Radzie:), a także "co mi w duszy gra", pomimo aury za oknem.
czwartek, 21 stycznia 2010
Jutro będzie zagłada
Gorąco polecam film Jolanty Dylewskiej "Po-lin. Okruchy pamięci". Po-lin to po hebrajsku (podobnie w jidysz) Polska. "Tutaj odpoczniesz" w dosłownym tłumaczeniu.
Na początku XX wieku wielu polskich Żydów emigrowało "za chlebem" do Ameryki. Ci, którzy odnieśli sukces, których stać było na podróż i prezenty, wracali w rodzinne strony, do swoich sztetli, by odwiedzić bliskich, opowiedzieć o lepszym życiu, pochwalić się osiągnięciami. Goście przywozili ze sobą małe kamery Kodaka, za pomocą których rejestrowali leniwe życie miasteczek, ich dostojnych (rabin) lub pospolitych (nosiwoda, wariat) mieszkańców, synagogi, kirkuty. Na pamiątkę - dla dzieci, wnuków. Filmiki powstały w latach 1929 - 1937. Nikt wówczas nawet nie przypuszczał, że za kilkanaście lat te prywatne, amatorskie obrazy staną się bezcennym dokumentem. Nikt nie wiedział, że jutro będzie zagłada.
Filmowani patrzyli w oko kamery, za którą stał ich krewny, przyjaciel, sąsiad. Patrzyli z miłością, zazdrością, zdziwieniem, co też on takiego trzyma w ręce?! Niektórzy czuli skrępowanie, inni uśmiechali się. Dzisiaj patrzą już tylko na nas, w tej samej atmosferze bliskości, wręcz intymności.
Pomiędzy zdjęcia archiwalne zostały wplecione współczesne ujęcia tych samych miejsc, budowli, a także wypowiedzi sędziwych Polaków - pochodzących ze wspomnianych w filmie sztetli, pamiętających jeszcze ich żydowskich mieszkańców. Nie brak dobrych wspomnień, nie brak i antysemickich wypowiedzi. Tak właśnie wyglądały wzajemne relacje Polaków wyznania katolickiego i mojżeszowego. Różnie. W pewnych miejscach i okresach były one lepsze, w innych gorsze.
Komentarz do filmu - w niezwykłej narracji Piotra Fronczewskiego - powstał na bazie "Ksiąg Pamięci", spisywanych po wojnie przez ocalałych Żydów. To swoiste kroniki zgładzonych miast i miasteczek. Mamy więc obraz i słowo, odtworzone nazwiska, przypisane zawody. Ludzie, którzy uśmiechają się do nas, nie są już anonimowi. To bardzo ważne, aby tak właśnie ich zapamiętać.
Ostatnie zdanie filmowego zwiastuna przyprawia mnie o gęsią skórkę.
niedziela, 17 stycznia 2010
Krzesła inne niż wszystkie
"Mam nadzieję, że opiszesz jeszcze inne ciekawe krakowskie zakątki..." - takie życzenie pojawiło się w komentarzu pod jednym z postów, a że lubię pokazywać Kraków, czas chyba najwyższy na kolejne miejsce. Po "Czajowni" (coś dla ciała) i "Chederze" (coś dla ciała i ducha) kolej na "Galerię na Placu" (coś dla ducha i oka). Podbiła moje serce miniaturowymi krzesełkami, nawiązującymi do pomnika, który widać z okien galerii.
Jesteśmy w Podgórzu, na Placu Bohaterów Getta. Powojenna nazwa upamiętnia krakowskich Żydów, gromadzonych tu przed wywózką do obozów zagłady, a nierzadko mordowanych na miejscu. Poza nazwą niewiele zrobiono w kwestii Pamięci. Dworzec autobusowy, miejski szalet... Tak było aż do roku 2005. W konkursie na projekt rewitalizacji Placu Bohaterów Getta zwyciężyli krakowscy architekci Piotr Lewicki, Kazimierz Łatak i... ich krzesła. Nawiązują one do pozostawianych przez Żydów na placu przedmiotów: ubrań, walizek, mebli, o czym wspomina m.in. Tadeusz Pankiewicz w swojej książce "Apteka w getcie krakowskim". Jak pisze Melania Tutak: "To niezwykły pomnik, symbolizujący porzucenie, odejście, wreszcie pamięć o nieobecnych..." Większość krzeseł stoi w rzędach, trzy wyznaczają drogi wyjścia z getta. Drogi śmierci - do obozu "Płaszów" i zaułka, w którym rozstrzeliwano dzieci i starców, drogę życia - do Fabryki Oskara Schindlera.
Mieszcząca się w zabytkowym budynku przedwojennego dworca autobusowego "Galeria na Placu" od niedawna ma w swojej ofercie krzesełka (ceramika imitująca brąz) - gustowne pamiątki związane z miejscem i jego historią. Poza tym - choć maleńka - kusi bogactwem dobrej sztuki współczesnej: malarstwem, grafiką, rzeźbą, ceramiką, szkłem. Można tu kupić coś pięknego na duży i mały prezent, lub tylko wejść i pozachwycać się.
Krzesełka pamiątki mają wysokość ok. 8 cm.
Namówiłam Piotra do podwójnego sfotografowania szklanej Gwiazdy Dawida.
Tu w oknie wystawowym, z widokiem na Plac Bohaterów Getta.
Wnętrze galerii.
Ależ soczyste! choć nie do schrupania.
Piotr musiał zrobić to zdjęcie.
A to inne jeszcze krzesełka. Tym razem luźniejsze nawiązanie do pomnikowych, a może żadne?
środa, 13 stycznia 2010
Wspaniała i dumna
Najświętsza w świętym mieście Jerozolimie jest święta Ściana Płaczu... jedyna pozostałość po II Świątyni Jerozolimskiej.
W dziejach narodu żydowskiego istniały dwie Świątynie Jerozolimskie, czy też jedna w dwóch odsłonach. Pierwszą wybudowano za panowania króla Salomona, w czasach największego rozkwitu gospodarczego Izraela. Została ona zburzona w 586 r.p.n.e. z rozkazu babilońskiego króla Nabuchodonozora. Świątynię odbudowano w epoce perskiej, kiedy to Żydzi - formalnie zniewoleni - cieszyli się jednak licznymi przywilejami. Druga Świątynia - już nie tak duża i okazała jak pierwsza - przetrwała do początków naszej ery. Po nieudanej próbie wyzwolenia się Żydów spod jarzma Rzymian, II Świątynia Jerozolimska została zburzona w odwecie przez wojska Tytusa w 70 r.n.e. Ta tragedia dała początek Wielkiej Diasporze, czyli rozproszeniu Żydów po upadku państwowości i zamknęła biblijny okres w historii narodu wybranego.
Po trzytygodniowym okresie żałoby, dziewiątego dnia miesiąca aw (przełom lipca i sierpnia) - w Tisza Be-Aw - przypada rocznica zburzenia obu Świątyń. Żydzi gromadzą się w synagogach, w których wygaszono światła, siadają na odwróconych ławach i krzesłach, modlą się i lamentują. Tego dnia obowiązuje ścisły post i szereg innych zakazów (np. zakaz mycia się, noszenia skórzanego obuwia), analogicznie do Jom Kipur. To najsmutniejszy dzień żydowskiego kalendarza.
Chyba każdy, kto przyjeżdża do Izraela najbardziej ciekaw jest właśnie Ściany Płaczu. Jak wygląda i jakie wrażenie robi na żywo? Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie, radosne i niecierpliwe było moje oczekiwanie! Autokar podjechał pod mury Jerozolimy, weszłam do miasta jedną z bram, idąc starałam się rejestrować każde najdrobniejsze doznanie i obraz: fakturę bruku pod stopami, rozedrgane od gorąca powietrze, twarze mijanych ludzi. Nic nie pamiętam. Jeszcze sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia metrów, jeszcze tylko bramki bezpieczeństwa, prześwietlenie plecaka i... jest!, widzę ją, stoję w oddali, ale za to ogarniam wzrokiem całość. Wspaniała i dumna. Ściana Płaczu.
W jej szczelinach, podobnie jak na macewach wielkich rabinów, czy cadyków, zostawia się kwitelech - zwykłe kartki papieru z odręcznie wypisanymi prośbami do Boga. Od momentu przekroczenia granicy Izraela biłam się z myślami: zostawić swoją prośbę, czy nie? Jestem ateistką, żadna religia nie interesuje mnie do osobistego wyznawania, a judaizm to moja wielka pasja, ale tylko pasja. W końcu postanowiłam, że kwitele będzie zawierało pewne życzenie, które męczyło mnie od kilku lat, nie znajdując swego spełnienia. Zdradzę tylko tyle, że miało ono związek z moją ukochaną teorią osobowości - Piramidą Potrzeb Abrahama Maslowa. Jerozolimskie kwitele napisałam tak naprawdę dla siebie, wierząc w jedno: siłę sprawczą człowieka, który wie, co go uszczęśliwia i tą drogą podąża. Chciałam wiedzieć.
Minęło kilka lat i przyszła ta właśnie chwila, kiedy piszę kolejnego posta na mój judaistyczny blog, a gdy skończę - wrócę do notatek i książek, by kontynuować naukę do zimowej sesji moich judaistycznych podyplomowych studiów. Wspominam jakże emocjonalne spotkanie ze Ścianą Płaczu i... moje kwitele. Uśmiecham się.
Wspaniała i dumna.
Pod Ścianą Płaczu - jak w synagodze - kobiety i mężczyźni modlą się oddzielnie.
Kotel ha-Maarawi (hebr.) - Ściana Płaczu.
Uroczystość bar micwy pod Ścianą Płaczu.
Kobiety znad przepierzenia obserwują uroczystość. Nawet matki, siostry i babki świętującego chłopca nie mogą przejść na męską stronę.
Mężczyźni w tałesach (szalach modlitewnych), chasydzi, świeccy i turyści. Z lewej strony widoczny aron ha-kodesz.
Mężczyźni wyjmują z aron ha-kodesz Torę, skrytą w pięknie zdobionym futerale.
W radosnym korowodzie Tora przenoszona jest na bimę.
Kolejny zwój Tory przenoszony wśród śpiewów i oklasków na bimę. Tym razem Torę okrywa mitpacha - sukienka Tory (z aksamitu, zdobiona symbolicznymi haftami).
wtorek, 12 stycznia 2010
Konkursowo
Bobe Majse ma hucpę :) i zgłosiło się do konkursu Blog Roku 2009 w kategorii "Moje zainteresowania i pasje". Jeśli uznacie, że warto poprzeć jego kandydaturę i zagłosujecie - uradujecie moje debiutanckie serce.
Aby oddać głos na Bobe Majse należy:
- wysłać SMS o treści H00658 (tylko H jest literą, owe 00 to zera; niestety przy tej czcionce może to nie być czytelne) pod numer 7144
- SMS kosztuje 1,22 PLN brutto
- zyski j.w. organizator przeznaczy na turnusy rehabilitacyjne dla dzieci
- głosowanie potrwa do 21/01/2010, do godziny 12:00
- do kolejnego etapu konkursu, którym jest ocena jury, przejdą tylko te blogi, które uzyskają największą liczbę głosów (10 blogów w każdej kategorii tematycznej)
Za każdy głos z góry serdecznie dziękuję i do usłyszenia już jutro - postem judaistycznym oczywiście :)
piątek, 8 stycznia 2010
Kuloodporna szyba fikcji literackiej
Cztery zimowe podróże: Franza Schuberta – od słowa do muzyki, Stanisława Barańczaka – od muzyki do słowa, Haliny Shore – od życia do życia i moja – od pierwszej do ostatniej strony książki Diane Armstrong.
Powieść zainspirowana mordem w Jedwabnem, gdzie w lipcu 1941 roku Polacy wyznania katolickiego spalili żywcem swoich sąsiadów – Polaków wyznania mojżeszowego. Wielu rodaków do dziś nie może „przełknąć” tej gorzkiej prawdy i nie może „darować” temu, kto jako pierwszy ujawnił ją światu.
Jan Tomasz Gross jest „na językach”. Za „Sąsiadów”, za „Strach” i za strach. Diane Armstrong stoi za kuloodporną szybą fikcji literackiej. Czy dotrze do czytelnika? Stosuje ciekawy zabieg: „zmyśla”, będąc wierna faktom historycznym.
„To przecież tylko powieść” – pomyśli uspokajająco niejeden i sięgnie po książkę. Być może w trakcie lektury rozpozna w sobie Wacka, który robi, co mu każą; gapia, który lubi „jak cyrk przyjedzie”; biskupa, któremu zależy na „właściwych” rezultatach dochodzenia; Borowskiego, który wiele byłby w stanie przemilczeć za stołek burmistrza; rzucającego kamieniem Antka.
„Nie Ostateczny wcale – wystarczy zdrowy sąd” /S.Barańczak, „Podróż zimowa”/. Grossa czytają odważni, Armstrong mogą czytać wszyscy.
poniedziałek, 4 stycznia 2010
Złodziej i świecznik
"Czy myślał pan, doktorze Frank
O triumfie swej aryjskiej rasy
Gdy zadawały dumie szwank
Portrety królów i arrasy
Kiedyś jak najpodlejszy złodziej
Nocami po Wawelu chodził
Łgał generalny gubernator Hans Frank
Co był doktorem prawa
Że prawo miał, że nie był katem
Kiedy pod topór głowę dawał
W zachodnim skrzydle apartament
By Hitler miał królewskie łoże
Z koszmarem sennym, gdzie nad ranem
Znów była Polska i dwa morza
I dwa morza, i dwa morza
Czy myślał pan, doktorze Frank
O triumfie swej aryjskiej rasy
Gdy zadawały dumie szwank
Portrety królów i arrasy
Kiedyś jak najpodlejszy złodziej
Nocami po Wawelu chodził
Bo oto pruskiej dumy dramat
Który jak cierń powiekę kole
Przed królem polskim na kolanach
Niejaki Albrecht Hohenzollern
Gdy już nadzieje wszelkie prysły
Europy jęk w błagalnych słowach
By Jan Sobieski, król znad Wisły
Przed Turkiem Wiedeń uratował
Czy myślał pan, doktorze Frank
O triumfie swej aryjskiej rasy
Gdy zadawały dumie szwank
Portrety królów i arrasy
Kiedyś jak najpodlejszy złodziej
Nocami po Wawelu chodził"
/tekst Zbigniew Książek/
Synagoga Wysoka jest jedną z siedmiu ocalałych synagog krakowskich. Nie przetrwała tylko ta "Na Górce", szumnie zwana synagogą ze względu na jej wybitnego mieszkańca, choć w rzeczywistości była domem modlitwy. O niej jednak innym razem. Synagoga Wysoka została wzniesiona w II połowie XVI wieku i była trzecią z kolei na Kazimierzu. W jej bliskim sąsiedztwie znajdowała się brama żydowskiego miasta, stąd salę modlitewną umieszczono - nietypowo dla synagogi ortodoksyjnej - na piętrze i stąd nazwa "wysoka". Taka lokalizacja miała zapewnić modlącym się Żydom względny spokój i nie prowokować tumultów.
Majer Bałaban - historyk, wybitny przedwojenny badacz dziejów polskich Żydów opisywał wyposażenie Synagogi Wysokiej jako liczne i bogate. Słynęła między innymi z dwuskrzydłowych drzwi ozdobionych wizerunkiem orła w koronie, zamykających aron ha-kodesz. W czasie II wojny światowej Niemcy zdewastowali wnętrze synagogi, a całe jej ruchome wyposażenie przepadło. Poza jednym przedmiotem. Pewien świecznik chanukowy został odesłany na Wawel, by zdobić prywatne apartamenty Generalnego Gubernatora okupowanych ziem polskich - Hansa Franka. Dzisiaj stanowi część stałej ekspozycji muzealnej w Synagodze Starej (oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa).
Synagoga Wysoka, ul. Józefa, Kraków.
Wnętrze Synagogi Wysokiej.
P.S. Hans Frank na procesie norymberskim otrzymał wyrok śmierci przez powieszenie. To odnośnie: "kiedy pod topór głowę dawał".
piątek, 1 stycznia 2010
Jorcajt
Drogim Odwiedzającym mojego bloga, jego Przyjaciołom, Sympatykom, Osobom, które tu zaglądają choćby tylko od czasu do czasu, gorącym Kibicom, Komentatorom i cichym, acz wiernym Czytelnikom życzę, by uczynili swój Nowy Rok takim, jakim chcą aby był. Mój 2010 na pewno będzie niezwykły, bo wkroczyłam w niego w doborowej kompanii... Waszej. Z kochanym Piotrem u boku i dzieckiem zwanym Bobe Majse :) Niech rośnie na chwałę pięknego żydowskiego świata, nabiera sił, będzie mądre, dowcipne i dzieli się z innymi tym, co ma najlepszego.
Nawet w najbardziej radosnych chwilach swego życia Żydzi powinni pamiętać o wielkiej tragedii, jaka spotkała ten naród - zburzeniu Świątyni Jerozolimskiej. Na żydowską modłę zatem... słów kilka o czymś smutnym, acz nieuniknionym - śmierci. 1 stycznia 2010 przypada rocznica odejścia Henryka Halkowskiego. Kto zna żydowski Kraków - słyszał o Henryku. Człowiek-legenda, człowiek-orkiestra. Architekt, filozof, pisarz, dziennikarz, tłumacz, przewodnik. Wybitny znawca judaizmu. Ktoś powiedział, że do Krakowa przyjeżdżało się, aby zobaczyć Wawel, Rynek Główny, Synagogę Remu i porozmawiać z Henrykiem Halkowskim.
Miałam okazję poznać Go osobiście, choć bardzo przelotnie - ot, kojarzyliśmy się z widzenia, mówiliśmy sobie "dzień dobry". Spotykałam Henryka Halkowskiego na wydarzeniach festiwalowych i wykładach w Centrum Kultury Żydowskiej. Czasami je prowadził, czasami w nich uczestniczył. Nawiązywał kontakt z osobami siedzącymi obok, po cichu komentował to i owo. Miał cięty język i ogromną wiedzę, która onieśmielała, ale i przyciągała jak magnes. Chętnie się nią dzielił. Rozważałam poprosić Go kiedyś o spotkanie, o opowieść, opowieści. Nie zdążyłam. Nie miałam pomysłu, pretekstu. Teraz wiem, że Bobe Majse bardzo by mi w tym pomogło. Może wywiad? Na pewno dużo pięknych zdjęć. No, ale wtedy Bobe Majse nie istniało i nawet nie było go w planach. Może teraz jest dobrym duchem tego projektu?
Na szczęście ukazała się kolejna książka Henryka Halkowskiego - "Żydowski Kraków - legendy i ludzie". Gruba, ciekawa - wspaniała! Dopytywałam o nią Autora dwukrotnie, a on - jak zawsze dowcipnie i gorzko zarazem - tłumaczył dlaczego opóźnia się jej wydanie. Cieszę się, że ujrzała światło dzienne i stała się cenną pamiątką po tym wyjątkowym umyśle.
Jorcajt to w jidysz "rocznica" - rocznica śmierci. Dzień, w którym odwiedza się groby bliskich zmarłych, a także wielkich rabinów i cadyków, kładzie na macewach kamyki i zapala świece.
Henryk Halkowski spoczywa na kirkucie przy ul. Miodowej w Krakowie.