czwartek, 21 stycznia 2010
Jutro będzie zagłada
Gorąco polecam film Jolanty Dylewskiej "Po-lin. Okruchy pamięci". Po-lin to po hebrajsku (podobnie w jidysz) Polska. "Tutaj odpoczniesz" w dosłownym tłumaczeniu.
Na początku XX wieku wielu polskich Żydów emigrowało "za chlebem" do Ameryki. Ci, którzy odnieśli sukces, których stać było na podróż i prezenty, wracali w rodzinne strony, do swoich sztetli, by odwiedzić bliskich, opowiedzieć o lepszym życiu, pochwalić się osiągnięciami. Goście przywozili ze sobą małe kamery Kodaka, za pomocą których rejestrowali leniwe życie miasteczek, ich dostojnych (rabin) lub pospolitych (nosiwoda, wariat) mieszkańców, synagogi, kirkuty. Na pamiątkę - dla dzieci, wnuków. Filmiki powstały w latach 1929 - 1937. Nikt wówczas nawet nie przypuszczał, że za kilkanaście lat te prywatne, amatorskie obrazy staną się bezcennym dokumentem. Nikt nie wiedział, że jutro będzie zagłada.
Filmowani patrzyli w oko kamery, za którą stał ich krewny, przyjaciel, sąsiad. Patrzyli z miłością, zazdrością, zdziwieniem, co też on takiego trzyma w ręce?! Niektórzy czuli skrępowanie, inni uśmiechali się. Dzisiaj patrzą już tylko na nas, w tej samej atmosferze bliskości, wręcz intymności.
Pomiędzy zdjęcia archiwalne zostały wplecione współczesne ujęcia tych samych miejsc, budowli, a także wypowiedzi sędziwych Polaków - pochodzących ze wspomnianych w filmie sztetli, pamiętających jeszcze ich żydowskich mieszkańców. Nie brak dobrych wspomnień, nie brak i antysemickich wypowiedzi. Tak właśnie wyglądały wzajemne relacje Polaków wyznania katolickiego i mojżeszowego. Różnie. W pewnych miejscach i okresach były one lepsze, w innych gorsze.
Komentarz do filmu - w niezwykłej narracji Piotra Fronczewskiego - powstał na bazie "Ksiąg Pamięci", spisywanych po wojnie przez ocalałych Żydów. To swoiste kroniki zgładzonych miast i miasteczek. Mamy więc obraz i słowo, odtworzone nazwiska, przypisane zawody. Ludzie, którzy uśmiechają się do nas, nie są już anonimowi. To bardzo ważne, aby tak właśnie ich zapamiętać.
Ostatnie zdanie filmowego zwiastuna przyprawia mnie o gęsią skórkę.
To zbyt przejmujące bym coś mogła napisać. Zaznaczam tylko, że tu byłam Olu.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię!
Z pewnościa sie na to wybiore z mamą, mysle jednak że wcześniej bede musiała wziąść cos na uspokojenie.
OdpowiedzUsuńA co do ostatnich słów rzeczywiście walą w serce!!!
Pozdrawiam ciepło i dziekuje za informacje że coś takiego ma sie niebawem pojawić.
tak, to zbyt przejmujące, bym mogła układać słowa teraz... dziękuję Olu, dzięki Tobie wiem, że taki film powstał...
OdpowiedzUsuńObejrzę na pewno. Dziękuję
OdpowiedzUsuńOglądałam niedawno dokumentalny film z kolorowymi zdjęciami z łódzkiego getta. Zrobił na mnie wstrząsające wrażenie, chociaż nie przedstawiał znanych nam okropności z gett. Wręcz przeciwnie. Oglądaliśmy spokojne fotografie zwykłego fotoamatora, księgowego, np. przedstawiające zwykłe
OdpowiedzUsuńcodzienne obrazki z życia, ulice, sceny podczas pracy. Ale zazwyczaj nie oglądamy wojny w kolorze. Ja w ogóle mam wrażenie, jakby świat wtedy się zatrzymał i był czarno-biały. Owszem, było słońce i drzewa, i łąki i zboże, i wiatr... ale jak na filmowej kliszy, bez koloru. Zobaczone sceny z tamtych lat w kolorze, przetykane identycznymi ujęciami tych samych miejsc, ale zrobionymi teraz, za to w czerni-bieli - wprowadziło niesamowitą jakość. Nagle TATMTO stało się prawdziwe, tu i teraz, a dzisiejsze nierzeczywiste i minione. I nagle TAMCI ludzie ożyli, zobaczyłam ich jakby NAPRAWDĘ, poczułam, jak to wszystko dzieje się... choć tak naprawdę przestało się dziać dawno temu...
A historia powstania tego filmu:
(cytuję)
W 1987 roku w jednym z wiedeńskich antykwariatów odnaleziono kilkaset kolorowych slajdów z czasów drugiej wojny światowej - jedne z pierwszych kolorowych pozytywów wykonanych na świecie. Zdjęcia przebadała grupa historyków Holocaustu: okazało się, iż zostały wykonane przez Waltera Geneweina - głównego księgowego łódzkiego getta i przedstawiają obrazy tamtego miejsca. Zdjęcia stały się podstawą filmu o Holocauście przedstawionym z punktu widzenia niemieckiego urzędnika. Każde słowo w filmie pochodzi z autentycznych przekazów: z korespondencji Geneweina do przełożonych, z listów do firmy produkującej slajdy, z zapisu zeznań składanych przez księgowego w 1947 roku. Jedynymi współczesnymi głosami są fragmenty rozmowy z Arnoldem Mostowiczem, żydowskim lekarzem, świadkiem przedstawionych wydarzeń.
Drogie Dziewczyny, otworzyłam komputer i... posypały się maile od Was. Dziękuję! Film ukazał się już na DVD, ale... przed chwilą znalazłam cały (jak mi się wydaje, bo jeszcze nie obejrzałam), tyle, że w "odcinkach" na YouTube. Podaję link do części pierwszej:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=i2qfCwscXrU&NR=1
Kolejne na pasku bocznym stronki j.w.
Migoshiu, baaaardzo dziękuję za obszerne informacje o filmie z łódzkiego getta. Słyszałam o nim, na razie nie udało mi się obejrzeć. Bobe Majse nie poddaje się jednak łatwo ;) Ściskam Was mocno, Ola
Dziekuje za odwiedziny u mnie (dopiero zauwazylam...). Twoj blog odkrylam niedawno, a ze tematyke zydowska szczegolnie lubie, podziwiam, rozgladam sie i nadrabiam zaleglosci w czytaniu...
OdpowiedzUsuńFilm obejrze, choc nie w kinie na pewno. Juz w trakcie czytania o nim cos sciska w srodku...
Pozdrawiam Cie cieplo!
Piękny film z przejmującą muzyką Michała Lorenca. Z pewnością obejrzę go jeszcze nie raz...
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu, nie wiedziałam, że jest już na DVD.
Olu, dzięki takim jak Ty, Oni zostaną w pamięci.
OdpowiedzUsuńMówienie o tych przejmujących sprawach ma ogromną wartość.Dzięki.
Lena, miłego rozglądania się. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńW trakcie całego filmu mnie ściska w środku i jestem wzruszona, a widziałam go już cztery razy.
Pani ;) Szydełko, podany przeze mnie powyżej link działa. Film jest w całości w internecie.
Grażyno-Anno, dziękuję za tak ciepłe słowa.
Przesyłam Wam promyki cudnego, niedzielnego słońca. Ola
bardzo, bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńjak wiele jest jeszcze nieobejrzanych filmów, nieprzeczytanych książek...