czwartek, 7 lipca 2011
Wielka pustka
Powinnam się przyzwyczaić. Do żydowskiej pustki mojego rodzinnego miasteczka. Pustki po tych, którzy zginęli, lub wyjechali po wojnie, pustki po spalonej przez Niemców Wielkiej Synagodze. Cieszy odrestaurowana i godnie użytkowana Chewra Lomdei Misznajot, a także dobrze zachowany kirkut. Jest jednak coś, co tę radość mąci. Na początku XXI wieku z ocalałego żydowskiego pejzażu Oświęcimia zniknęły ważne i piękne obiekty. Z uwagi na zły stan techniczny wyburzono kamienicę i fabrykę rodziny Haberfeldów, oraz dom modlitwy chasydów z Bobowej. Przycichła i opustoszała przyrynkowa uliczka Berka Joselewicza - dawniej Żydowska. Po unikalnej, przedwojennej zabudowie zostały zarośnięte trawą place. Nieprzesłonięty niczym widok nadrzecznego bulwaru tylko wzmaga poczucie nieodwracalnej straty. Z czasem wyrosną tu pewnie hotele, lub apartamentowce i już nikt nie będzie pamiętał o żydowskich domach, nikt nie odczuje dotkliwej pustki.
Wielka Synagoga w Oświęcimiu. Nie istnieje.
Jej ostatnia odsłona - w stylu mauretańskim - z przełomu XIX i XX wieku.
Zdjęcie z kolekcji Mirosława Ganobisa, źródło.
Podczas prowadzonych w 2004 roku wykopalisk archeologicznych odkryto przedmioty liturgiczne pochodzące z Wielkiej Synagogi. Eksponowane w Centrum Żydowskim w Oświęcimiu.
Hebrajski napis: mazal tamuz sartan. Znak zodiaku (mazal) Rak (sartan), który przypada na przełom czerwca i lipca (miesiąc tamuz w kalendarzu żydowskim).
Kamienica Haberfeldów w Oświęcimiu. Nie istnieje.
Zdjęcie z kolekcji Mirosława Ganobisa, źródło.
Moje ulubione zdjęcie. Wietrząca się w oknie i na balkonie pościel, uliczny tłum... Za chwilę ktoś wejdzie do firmowego sklepu, lub restauracji "Monopol"... Przybytek kulinarny w dawnym domu Haberfelda istniał jeszcze w czasach mojego dzieciństwa. Nazwy lokalu nie pamiętam, ale - kto wie - może i ona nie uległa zmianie? Wszak komuniści mieli monopol na wszystko ;) Bardzo miło wspominam zjedzony tam kiedyś obiad. Nie chodzi o smak potraw, ani wystrój lokalu, raczej spędzony wspólnie z rodzicami czas, a może... a może to było coś zupełnie innego? Przeczucie tego, czym zajmuję się dzisiaj; tego, co dzisiaj jest dla mnie tak ważne, nawet jeśli już nie istnieje?
Umierająca kamienica Haberfeldów.
Zdjęcie z kolekcji Mirosława Ganobisa, źródło.
Dom modlitwy bobowskich chasydów w Oświęcimiu. Nie istnieje.
Zdjęcie z Wikipedii, źródło.
Przez jakiś czas w budynku mieściła się siedziba Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej, którego założycielem był - wielokrotnie wspominany na blogu - Mirek Ganobis. Niestety, władze miasta cofnęły zgodę na użytkowanie lokalu. Obietnica remontu okazała się niewystarczająca.
Nie istnieje... Nie istnieje... Pustka... Pustka... Powinnam się przyzwyczaić???
Nie wiem, czy to, co powiem, ma związek z tym konkretnie postem - ale chciałam się podzielić pewnym wydarzeniem z życia mojej prababci. Na krótko przed śmiercią powiedziała do mojej mamy: "wiesz, widziałam dzisiaj żydowski pogrzeb". Mama: "W telewizji?" Prababcia: "Nie, naprawdę, przez ścianę." Zrozumiałyśmy, że mózg babci nakłada obrazy z przeszłości na współczesność i że fajne to nie jest. Opowiedziała nam ze szczegółami o pogrzebie, jak niesiono zmarłego na krześle i jacy znajomi tam szli. Nie była to fantazja, a wspomnienie autentycznego pogrzebu, który kiedyś miał miejsce we Lwowie. Potem babcia zreflektowała się i powiedziała: "Ale to faktycznie jest bez sensu. Przecież tego już nie ma."
OdpowiedzUsuńPustka po prababci jest dla mnie pustką po Żydach, z którymi się przyjaźniła niemal wyłącznie.
Chciałabym, by ta anegdota - zapewne niebawem zapomniana - leżała tu sobie u Bobe Majse, jak kamyczek na grobie... prababci, jej przyjaciół...
Do takich uczuć, faktów, wspomnień nie da się przyzwyczaić. Wiem po sobie, nie ma dnia, abym nie pomyślała chociaż przez chwilę o tych, którzy odeszli. W moim miasteczku też nie ma żadnych śladów, a już na Śląsku, w Gliwicach, ostały się tylko zimne mury, od samego patrzenia na nie, nie cofnie się czasu... A szkoda, prawda? Na nostalgię, kochana, nie ma rady. Trzeba się z nią zaprzyjaźnić i pozwolić odejść duchom, chociaż nie jest to łatwe. Niestety żyjemy w kraju, gdzie nawet o swojskich tradycjach, ludziach, symbolach nie chce się często pamiętać, a co dopiero o "tym innym".
OdpowiedzUsuńPs: Tamuz jest moim miesiącem, wiesz, ja to chyba mam podwójną skłonność do nostalgii, z racji znaku zodiaku i korzeni. Człowiek nigdy nie wie, kiedy dopadnie go niczym nieuzasadniony albo wręcz przeciwnie, smutek i gorycz, tak że zaczynamy się zastanawiać gdzie tak naprawdę jest nasz dom?
Pozdrawiam serdecznie, przepiękne zdjęcia, choć tchną opuszczeniem...
Kochana Bobe majse, czas jest nieubłagany. Znikają ludzie, domy, całe dzielnice i miasteczka, a pamięć o nich trwa tylko tyle ile osób jeszcze o niech pamięta. Nie ma już żydowskiego miasteczka Bełz, ale nie ma też mojej warszawskiej Starówki, takiej jaką pamiętam z dziecięcych lat, a przecież domy stoją:) Znikają zapachy, cisza wąskich uliczek, ludzie.. Dlatego przecież piszesz swój blog. Zapełniasz tę pustkę.Dzięki Twoim ciekawym tekstom i zdjęciom pamięć będzie trwała dłużej. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńUważam, że internet poza oczywistymi negatywami, niesie ze sobą też wiele dobrego - pozwala na przykład przetrwać wspomnieniom, które bez niego dawno odeszłyby w niepamięć. Dzięki Tobie i Twojemu blogowi nie wszystko zniknie - czytamy, patrzymy na zdjęcia, wspominamy - i jakoś tę fizyczną pustkę zapełniamy. Ty zapełniasz, dzięki czemu miejsca, ludzie i wydarzenia nie odchodzą zupełnie w niepamięć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:-)
Aha, zupę wypróbowałam, wyszła pyszna:-) zaglądam do ciebie regularnie, jak dawniej, ale jakoś miałam obstrukcję na pisanie czegokolwiek:-)) pozdrawiam raz jeszcze:-)
Póki są ci, co pamiętają lub przedłużają innym pamięć, pustki nie ma, lecz jest tęsknota.
OdpowiedzUsuńNie znałam, lub nie wiem o tym, żadnego Żyda.
Moja mama żyła z nimi, nielicznymi, po wojnie na tej samej ulicy, kupowała w ich sklepach, bawiła się z ich dziećmi.
Moja babcia mogła wyrwać się z biedy i nauczyć zawodu dzięki pewnej pięknej Żydówce, sama posądzana przez swą urodę o żydowskie pochodzenie uniknęła jednak jej losu uciekinierki z Warszawy. Czy przeżyła? Nie wiemy.
Co będą mogli powiedzieć swoim dzieciom moi synowie? Te historie się wykruszają i są już tak przezroczyste, pobladłe. Ale trzeba je opowiadać. Może dotrą do następnego chocby stulecia? A moze dalej jak ta o Zydowskim Krolu?
(zjadlo mi nagle ogonki i kreseczki:)
Pozdrawiam i dziękuję:)
Saro, czuję się zaszczycona, że to Bobe Majse powierzyłaś przechowanie tej opowieści.
OdpowiedzUsuńA Wam wszystkim, Kochane Dziewczyny bardzo dziękuję za słowa wsparcia. No właśnie, nie wszystko jeszcze stracone, wszak ocalić można też słowem i zdjęciem.
Gorąco Was pozdrawiam.
Tak, znam te puste miejsca. A przecież przed wojną 60 (!) procent mieszkańców Oświęcimia było Żydami.
OdpowiedzUsuń