piątek, 30 kwietnia 2010
Przedsmak
Wystarczy przejść przez most na rzece, aby z Podgórza – miejsca kaźni krakowskich Żydów dostać się na Kazimierz – do ich przedwojennego domu. Potem można już godzinami przesiadywać w synagogach, błąkać się po wąskich uliczkach brukowanych wyślizganą kostką, pochylać nad ornamentyką macew z cmentarza Remu.
Spacer śladami Bałabana. Od bramy do bramy żydowskiego miasta, od synagogi do synagogi. Mykwa, rytualna rzeźnia drobiu, Gimnazjum Hebrajskie, liczne domy modlitwy... a to przecież tylko część żydowskiej spuścizny w grodzie Kraka.
Spacer legendami Kazimierza. O biednym Żydzie Ajzyku, który skarbu szukał daleko, a tymczasem skarb był blisko. O nie przestrzegającej szabatu świeżo poślubionej parze, którą Bóg srodze pokarał. O stale płonącej świecy w oknie kabalisty Natana Naty Spiry – latarni Kazimierza dla spóźnionych przechodniów.
Długo by tak jeszcze można...
/Majer Bałaban - historyk, autor m.in. "Historii Żydów w Krakowie i na Kazimierzu"/
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
Przodzik
Przodzik, załóżka, napierśnik. Wszystkie trzy słowa opisują ten sam, tyleż ciekawy, co niepozorny element stroju ortodoksyjnej Żydówki. Wyglądem najbardziej przypomina niemowlęcy śliniaczek. Jest to podłużny kawałek tkaniny, raczej z gatunku sztywniejszych, a więc aksamit, adamaszek, lub brokat, wycięty półokrągło przy szyi, zakończony dwiema tasiemkami. Tasiemki związuje się na karku, a dolną część materiału wkłada za pasek spódnicy, lub fartucha. Ponieważ drobiazg ów jest zazwyczaj bogato haftowany, można pomyśleć, że pełni wyłącznie funkcję ozdobną. Nic bardziej mylnego. Ma zasłaniać dekolt koszuli, na wypadek gdyby rozpiął się guzik, a także maskować zarysowujący się kształt biustu. Pobocznie pełni rolę mini mufki dla ogrzania dłoni, lub "kieszeni", w której można przenieść, bądź schować niewielki przedmiot.
Według surowych reguł religii żydowskiej kobieta powinna być skromna, tak w wyglądzie, jak i zachowaniu. Podobnie jak napierśnik z kirysu zbroi, który chroni rycerza przed ciosami nieprzyjaciela, tak haftowany napierśnik ortodoksyjnej Małki, Estery, czy Chai strzeże przed pożądliwym męskim okiem.
Przodzik z pozbawioną zdobień końcówką. Ta właśnie część wsuwana jest za pasek spódnicy, lub fartucha.
Zdjęcia pochodzą z książki "Dawna sztuka żydowska w Polsce" I.Rejduch-Samkowej i J.Samka.
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
O samotności ginących
Dzień wybuchu powstania w getcie warszawskim był zarazem pierwszym dniem Pesach - święta wolności. Niegdyś Żydzi zrzucili jarzmo niewoli egipskiej, teraz chwycili za broń przeciwko nazistowskim mordercom. Przy całej optymistycznej symbolice daty, bojownicy getta nie liczyli na zwycięstwo. Chcieli tylko i aż zginąć w walce. Dziewiętnasty kwietnia 1943 roku. Minęło 67 lat. W dni takie jak ten czytam Miłosza i... myślę o samotności ginących.
"W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety."
/Cz.Miłosz "Campo di Fiori"/
czwartek, 15 kwietnia 2010
Zbliżenie II
"Mój Holokaust jest o cioci Goldzie, której mąż, bogaty przemysłowiec, przyjechał do Palestyny w lecie 1939 roku i stracił kontakt z żoną Goldą i z dwoma synami. Zabrało mu półtora roku, aby załatwić paszporty południowo-amerykańskie. Pewnego dnia dwóch gestapowców i dwóch przedstawicieli Czerwonego Krzyża przyszło do cioci Goldy. Wręczając jej paszporty, powiedzieli: "Masz dwie godziny, ażeby być na stacji kolejowej. Ostatnia kolej". Gorączkowo zaczęła szukać starszego syna, którego nie było w domu. Nie można go było znaleźć. Trzeba było decydować. Nie było czasu. Wzięła ze sobą młodszego syna i syna sąsiadów. Jej syn zginął, a syn sąsiadów został członkiem Izraelskiego Parlamentu i ambasadorem." /fragment wspomnień Menachema Sterna z książki Aleksandra Skotnickiego i Władysława Klimczaka "Społeczność żydowska w Polsce"/
niedziela, 11 kwietnia 2010
Nagle
sobota, 10 kwietnia 2010
Wybór
Już o tym pisałam, ale przypomnę... Słowo goj - w j.hebr. naród - to określenie nie-Żyda. Nie ma w nim nic niestosownego, choć dla wielu osób tak właśnie brzmi, odbierane jak przezwisko, czy obelga. W "Polskim Słowniku Judaistycznym" pod red. Zofii Borzymińskiej i Rafała Żebrowskiego przeczytałam: "Wypreparowywanie z tekstów talmudycznych pozbawionych kontekstu cytatów dotyczących "goja" lub wręcz zmyślanie ich, stało się ulubionym chwytem autorów tekstów antyjudaistycznych i antysemickich. Cytaty te miały dowodzić, że Żydzi są ludem przewrotnym, nie przebierającym w środkach i wrogim wobec wszystkich innych narodów."
Można więc tak...
Bobe Majse radzi jednak tak...
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
Głowa bez włosów, mleko bez wymion
Co najgorszego może się przydarzyć ortodoksyjnemu Żydowi? Bezżenność. Co najgorszego może się przydarzyć żonatemu ortodoksyjnemu Żydowi? Bezdzietność.
Regina Lilientalowa przeprowadza czytelnika przez świat żydowskiego dziecka od chwili, gdy pojawia się ono w łonie matki, do momentu osiągnięcia wieku dorosłego (trzynastoletni chłopiec, dwunastoletnia dziewczynka). Od sypialni rodziców, poprzez kołyskę, na chederze (elementarna szkoła religijna) skończywszy.
Jaki jest świat żydowskiego dziecka? Zaczarowany, czy może raczej zabobonny?
Przed stosunkiem kobieta powinna oczyścić się w mykwie (rytualna łaźnia). Wracając do domu ma unikać spotkania z niektórymi osobami, np. księdzem, oznaczałoby to bowiem, iż poczęte tej nocy dziecko w przyszłości mogłoby się wychrzcić. Żeby dziecko nie urodziło się głuchonieme, rodzice nie mogą rozmawiać podczas stosunku. Spokoju i bezpieczeństwa nowonarodzonego i położnicy strzegą przed demonami wieszane nad łóżkiem talizmany – karty ze słowami - zaklęciami, lub treścią modlitw; itd. itp.
Przykro czytać, iż: „Lepiej mieć syna – łaziebnego aniżeli córkę – rabinową”, „Gdy siedmiu synów wnosi rodzicom krzesło do raju, to siedem córek wnosi je do piekła”, „O córkę, jak i o nędzę, nikt nie prosi”. Radość z narodzin chłopca podkreśla rozbudowany ceremoniał brit mila (obrzezania), świętowanie w synagodze i w domu. Potem trzeba już tylko dbać o ochronę dziecka przed „złym okiem”, co wymaga nieustannej czujności i przestrzegania wielu rytuałów.
Czy sytuacja żydowskiego chłopca poprawia się z chwilą, gdy idzie on do chederu? Po pierwsze jest wtedy jeszcze malutki, edukację religijną rozpoczyna bowiem już w trzecim, czwartym roku życia. Po drugie nauka w chederze jest żmudna i trudna (hebrajski, Tora, Talmud). Po trzecie melamed (nauczyciel w chederze) częściej karze niż nagradza.
Nielekki los dziecko żydowskie, jak każde inne dziecko na świecie, osładza sobie zabawą. Figle płatane nauczycielowi, wyliczanki, rymowanki, często utrwalające świeżo nabytą wiedzę, gry i składanki papierowe, bajki łańcuszkowe – to tylko niektóre przykłady aktywności – niewielkiej, przyznajmy – dziecka uwięzionego na długi dzień w szkolnej ławie. Szczególnie ciekawe wydają się zagadki talmudyczne, ćwiczące bystrość umysłu i zdolność logicznego myślenia. Oddzielną grupę stanowią zabawy przypisane do poszczególnych świąt żydowskich.
Jaki jest świat żydowskiego dziecka? Zaczarowany, czy może raczej zabobonny? Poznawać go należy z etnograficzną ciekawością, pamiętając, że autorka gromadziła materiały do swojej książki ponad sto lat temu.
Byłabym zapomniała o najważniejszym - rozwiązaniu tytułowej zagadki. Głowa bez włosów, mleko bez wymion. Co to takiego? Śledź, Drodzy Państwo, śledź. Wie to każde żydowskie dziecko.