Miłość P.S.
Gotuję… Gotuję… Ziemniaki, marchewka w punkt; zapach sztetla taki, że… mimowolnie nucę “Miasteczko Bełz” i tylko ta cholera (czyt. wołowina) nie chce zmięknąć.
Przecież smażyłam jak trzeba: na mocno rozgrzanym tłuszczu, w małych porcjach i energicznie, a potem dusiłam w niewielkiej ilości wody na wolnym ogniu. Rychło w czas zaglądam do Internetu. Krojenie w poprzek włókien?! Za późno. Ale, ale, jest nadzieja! “Godzina dla polskiej wołowiny to stanowczo za krótko.”
Kawałek po kawałku wywlekam mięso ze zbiorczego garnka i duszę, duszę, duszę. Ponieważ na zewnątrz jest “tylko” trzydzieści stopni, to… rozgrzewam się filiżanką mocnej kawy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz