niedziela, 20 czerwca 2010
Przed i po
W przyszły weekend rozpoczyna się jubileuszowy - 20-ty Festiwal Kultury Żydowskiej. Zaopatrzyłam się już w drukowany program - kolorową książeczkę pełną obietnic i... po raz pierwszy planuję wziąć tydzień urlopu, by niczego nie musieć sobie odmawiać. Zaraz po sobotnich egzaminach wejdę w świat wystaw, wykładów, muzyki, spacerów, a wszystko to na jeden, ulubiony temat. Już jestem podekscytowana. Wspomniana książeczka straciła na "ładności", wiele w niej zakreśleń, dopisków, tajemnych oznaczeń. "I to pachnie, i to nęci..." Przy okazji zajrzałam do swoich festiwalowych notatek z lat ubiegłych i znalazłam takie oto wspomnienie.
5 lipca 2006 – środa – Synagoga Kupa
Północ. Ścieżka do synagogi wytyczona płomykami świec. Zapowiedź niezwykłego koncertu fortepianowego. Anthony Coleman gra Gebirtiga – jego słynne, ludowe pieśni we własnej, zaskakującej aranżacji.
„Bałagan” na fortepianie okazuje się zamierzony. Masywne, szklane popielniczki, taśma izolacyjna, szklanki, klucze – to wszystko już niebawem posłuży artyście w uzyskaniu mniej, lub bardziej dziwnych muzycznych efektów. Kolejne przedmioty na zmianę znikają we wnętrzu instrumentu.
Czy można tak „męczyć” zacny i cenny zapewne sprzęt? Widocznie dla Gebirtiga można wiele.
...................................................
Pisać o Gebirtigu, to trochę jak o Singerze... Trzeba mieć hucpę! Poza tym prawie każdy zna obu Panów. Zatem teraz tylko krótki biogram, a więcej obiecuję, gdy uda mi się zdobyć i przeczytać książkę Natana Grossa "Żydowski bard".
Mordechaj Gebirtig urodził się na krakowskim Kazimierzu, w tradycyjnej żydowskiej rodzinie. Pracował jako stolarz w warsztacie swego brata, mieszkał w oficynie kamienicy przy ul. Berka Joselewicza, na fasadzie której znajduje się obecnie pamiątkowa tablica. Nielubianą pracę i biedne życie osładzał sobie pisaną w jidysz poezją. Nie znając nut, sam komponował muzykę do swoich wierszy. Doceniany już za życia, światową sławę zdobył po śmierci. Zastrzelony w czerwcu 1942 roku, podczas akcji wysiedleńczej w krakowskim getcie, nie ma swojego grobu. Symboliczny postawiono mu po wojnie, na kirkucie przy ulicy Miodowej.
Za Agnieszką Legutko-Ołownią - autorką przewodnika "Krakowski Kazimierz" - powtórzę znaną ponoć anegdotę związaną z ostatnim żydowskim bardem. "Pewnego razu śpiewak uliczny pod oknem Gebirtiga śpiewał jego własną pieśń "Rejzele". Gdy Gebirtig, nie mogąc znieść przekształceń, chciał śpiewaka poprawić, ów obruszył się: Popatrz, popatrz, to ja to śpiewam odkąd zburzono Świątynię, a ten chce mnie uczyć!"
Miłego urlopu!
OdpowiedzUsuńUściski!
Tak żałuje że w tym roku na festiwalu mnie nie bedzie ;(-ach te egzaminy!!!!
OdpowiedzUsuńChyba sobie wynagrodze miedzynarodowymi spotkaniami z kultura żydowską w teatrze Atelier w Sopocie.
A tobie zycze udanego urlopiku;)
Pozdrawiam!
Witaj, bardzo podoba mi się to co piszesz o kulturze, którą tak mało znam..U nas na Kaszubach nie widzi się, ani nie słyszy śladow żydowskiego życia. Ale jak wspomniałam wcześniej, wyjeżdżając na południe ciągnie mnie do poznawania. Będę chetnie gościć u Ciebie.
OdpowiedzUsuńMasz święty obowiązek wszystkimi wrażeniami i wydarzeniami podzielić się z Nami!!! Ach! Serce mi pęknie :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko :)
Życzymy udanego urlopu w ramionach kultury, którą ukochałaś, a o wrażeniach prosimy napisać, czekamy!
OdpowiedzUsuńwww.okiemjadwigi.pl
Oleńko... gdy pomyślę, że tak sobie z Tobą tam wędruję cały Festiwal, ba! - jeden dzień chociaż - to mi się w środku robi takie coś... że ech...
OdpowiedzUsuńale kto wie... może następnym razem :))
urlopuj, korzystaj (za egzaminy kciuki zaciśnięte trzymam!), a potem nam tu cudnie opowiadaj....
utulam :)
Drodzy, urlop "klepnięty", nic więc mnie już nie powstrzyma ;) Oczywiście będę się dzielić wrażeniami. Mam nawet zamiar spisywać je na gorąco (w jakimś notatniku, bo laptopa zabierać nie planuję), pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami. Wybrałam tyle imprez, że na Kazimierzu spędzę całe dnie, a w każdym razie dłuuuuugie godziny, w tzw. "okienkach" też muszę sobie znaleźć zajęcie. Zatem... obiad, kawa, ciastko i... do roboty! Pozdrawiam radośnie, Ola
OdpowiedzUsuńWitaj Bobe Majse... Tak mi głupio, że dopiero dziś otworzyłam pierwszy raz Twój blog, bo chyba wiele rzeczy czarownych mnie ominęło! No cóż, prozaiczne kłopoty z kompem. Ale obiecuję nadrobić zaległości:)
OdpowiedzUsuńW zakładce książki znalazłam nawet recenzję książki Darka (tego od żydowskiej sztuki sepulklarnej), którą natychmiast pokażę Autorowi, jak wróci z wykopalisk. Chwilowo jego miłość do archeologii bierze górę nad miłością do książek i cmentarzy żydowskich :(
A jak zadzwoniłaś do mnie, to byłam na jednym ze stanowisk archeologicznych przez niego prowadzonych. I wyobraź sobie, że na tym stanowisku (wczesnośredniowieczna osada produkcyjna lub coś w tym stylu - po prostu nudy!)odnaleziono "pozłacany" medal - plakietkę (XIX wiek?)z hebrajską inskrypcją, by... nigdy nie zapominać o Jerozolimie! Hm..., trochę to dziwne:)))
Muszę Ci powiedzieć, że ładnie wczoraj wyglądałaś w Chederze, jak siedzieliśmy wszyscy przy stoliczku! Szkoda, że nasza przygoda ze studiami się skończyła...
Ale, może byłaś dziś w naszym miasteczku z niezwykłą przewodniczką Karoliną?
Pozdrawiam, Magda
Witaj Magdus,
OdpowiedzUsuńWlasnie wrocilismy z Bedzina! I nawet zastanawialismy sie, gdzie jestes :) Byla jeszcze Gabrysia ze studiow (Pani anestezjolog).
Wspaniala wycieczka! Karolina, Piotr i Grzegorz oprowadzali nas ponad cztery godziny, a potem udalismy sie do parku na festyn.
Jestem zachwycona. Moj Piotrek zrobil duzo zdjec. Bedzie wpis na Bobe Majse.
Jestem pod wrazeniem ksiazki Dariusza Rozmusa. Bardzo wiele mi dala. Popatrz, jaki ten swiat maly... dzisiaj wspominala o nim Karolina, wracam - a tu mail od Ciebie.
Zaglebie i Slask zaczelismy zwiedzac od Bedzina wlasnie. Ciesze sie, ze tyle jeszcze judaikow przed nami - i tak blisko od Krakowa.
Dziekuje za wpis, komplement. Ta plakietka to... znak! Od Karoliny dowiedzialam sie, ze KJ planuje II stopien naszych studiow, wiec... moze znowu wszyscy sie spotkamy?!
Zyczmy sobie tego. Czas na mala parafraze... "W przyszlym roku w... Krakowie" :):):)
Podaj mi prosze maila do siebie. Pozdrawiam goraco. Ola
Miła Olu, tak, tak, tak! Z niecierpliwością oczekuję wpisu i zdjęć z naszego miasteczka. Odkrywam coraz to nowe,bardzo wysmakowane karty Twego bloga...
OdpowiedzUsuńM.
majaigutek@gmail.com