środa, 10 marca 2010
Zbliżenie I
Nie zdarza się to często, ale zdarza się: czytam książkę i natrafiam na fragment, który z jakiegoś powodu porusza mnie. Myślę o tej konkretnej relacji, opinii; tym konkretnym opisie, wspomnieniu, czy wycinku rzeczywistości do końca lektury, a bywa, że i długo po. Wracam, czytam ponownie, rozmyślam, najczęściej jednak po prostu tkwi on gdzieś we mnie. Niepokoi.
Od czasu do czasu będę umieszczać na Bobe Majse takie obrazy, mgnienia - oczywiście związane z tematyką bloga, a ponieważ wyławiam je z większego fragmentu, obszerniejszego (często książka ma kilkaset stron) tekstu - cykl ten postanowiłam nazwać "Zbliżenia". Bez komentarza, analizy. Sam tekst. Cytat i jego źródło.
"Niedługo później i mnie wydarzył się dziwny, niesamowity wypadek. Chodząc codziennie nad rzekę Sołę /rzeka płynąca przez Oświęcim/, zaprzyjaźniłem się z pewnym niedorozwiniętym umysłowo chłopcem, nieco starszym ode mnie. Miał może jedenaście lat, a na imię Aleks, ale wszyscy nazywali go Aleks "Bocian". Przezwisko pochodziło stąd, że gdy dawało mu się jakąś drobną monetę i mówiło: "Zrób bociana", on stawał na jednej nodze, wykrzywiał ręce tak, jakby to były skrzydła, wysuwał wargi do przodu, jakby miał dziób i wydawał z siebie skrzeczący głos, który miał przypominać głos bociana. Wszyscy się śmiali i Aleks "Bocian" też, chociaż jego uśmiech przypominał mi raczej smutny grymas. Gdy dawało mu się większą monetę, to w tej pozycji tańczył. Było mi go bardzo żal, bo jego niemoc umysłowa przypominała mi niemoc fizyczną mojego zmarłego brata Musia. Aleks godzinami, a czasem nawet całymi dniami, siedział nad Sołą i patrzył w niebo obserwując ptaki. Było to jego główne zajęcie. Rzadko kiedy coś mówił, a jeśli już się odezwał, to były to niezrozumiałe i nie powiązane ze sobą słowa lub zdania.
Nasza przyjaźń polegała na tym, że codziennie rano przynosiłem mu dwa kawałki chleba z masłem, a on pozwalał mi siedzieć koło siebie i obejmował mnie ramieniem. Czułem, że to jest mój jedyny prawdziwy przyjaciel. Innych nie miałem, choć potrzebowałem tego bardzo. Aleks był zawsze głodny, więc czasem przynosiłem mu też obiad, chociaż i nam się nie przelewało. Siedziałem więc razem z Aleksem nad Sołą i godzinami patrzyłem na ptaki. Wiedziałem, że nie można z nim rozmawiać, więc milczałem, tak jak on.
Pewnego dnia Aleks nagle odwrócił się do mnie, wskazał ręką na drugą stronę rzeki i zupełnie normalnym głosem powiedział: "Tam, na Zasolu, Niemcy wybudują kominy i spalą wszystkie dzieci Abrahama". Zerwałem się i spojrzałem na niego z przestrachem i zdumieniem. Nie rozumiałem znaczenia jego przepowiedni, ale czułem, że chodzi o coś bardzo ważnego. On przyciągnął mnie z powrotem do siebie i powiedział: "Ty nie masz się czego bać". "Skąd o tym wiesz" - spytałem z trwogą. "Ptaki... ptaki mi o tym powiedziały" - brzmiała jego odpowiedź i jeszcze silniej objął mnie ramieniem, jakby chciał mnie ustrzec przed jakimś niewidzialnym niebezpieczeństwem. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, po czym Aleks patrząc na niebo dodał: "Powiedziały mi, że będzie tu duży swąd i będą musiały mnie opuścić". Jego głos i twarz były pełne smutku. Chciałem go jeszcze o coś spytać, ale jego oczy znów się zamgliły i stracił kontakt ze światem. Siedzieliśmy dalej w milczeniu i wydawało mi się, że obejmuje mnie z jeszcze większą troskliwością.
Wydarzenie to miało miejsce zimą 1939 / 1940 roku. Aleks przepowiedział to, co stało się o wiele później, a ręką wskazał dokładnie na miejsce, gdzie to się miało stać." /fragment książki "Dotknięcie anioła" Henryka Schonkera/
Piękny tekst
OdpowiedzUsuńMarek
nie wiem, co powiedzieć...
OdpowiedzUsuńale wiem, co czuję...
***po chwili***
to niemal to samo dotknięcie anioła, które mnie kiedyś spotkało... daaawno...
mam ściśnięte gardło, i zapłakane palce na klawiaturze...
opowiem Ci kiedyś przy herbacie, przy świeczce...
dziękuję Oleńko................
"Zbliżenia" to bardzo trafne określenie...
I mi się ten pomysł "zbliżeń" bardzo podoba. Ja zamierzam u siebie zapisywać cytaty z książek, które przeczytałam, zapisywać na bieżąco.
OdpowiedzUsuńPiękny cytat. Muszę sobie zapamiętać tytuł książki.
Olu, udało mi się wypożyczyć kilka książek Romy Ligockiej. Tak się cieszę. Skończę czytać i opiszę powieść Llosy "Raj tuż za rogiem" i zabieram się za lekturę moich książkowych zdobyczy. Pozdrawiam ciepło.
I jeszcze coś: znalazłam piękną recenzję niezwykłej książki pt. "Walizka Hany" Karen Levine. Być może będziesz zainteresowana.
OdpowiedzUsuńhttp://poleczkazksiazkamibeel2.blox.pl/2010/03/Walizka-Hany-Karen-Levine.html
Pozdrawiam.
Kasiu, oczywiście nie mogę się doczekać...
OdpowiedzUsuńJolu, zazdroszczę Ci, że jeszcze nie czytałaś Ligockiej. Polecam zacząć od "Dziewczynki w czerwonym płaszczyku". "Walizkę Hany" mam i nie żałuję, choć - pamiętam - wahałam się, czy kupić, ale to książka nie tylko dla dzieci.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Piekny tekst z ksiazki!
OdpowiedzUsuńPrawda, ze sa ksiazki w ktorych czasem jedno zdanie wywiera wrazenie, czytam pi kilkakroc, ale wiekszosc nie zostawia nic, czasem wrecz szkoda czasu...
pozdrawiam :)
hmmm, przywołujesz takie wspomnienia... Dawno temu, przez kilka lat byłam członkiem takiej wspólnoty z ludźmi "upośledzonymi umysłowo". Piszę to w cudzysłowiu, bo od tamtej pory nie używam już tego określenia... To ludzie, których umysł jest taką tajemnicą! W przeciwieństwie do serca, które jest otwarte.
OdpowiedzUsuńDreszcz...
Wildrose, myśląc o cyklu postów "Zbliżenia" od razu wiedziałam, od którego cytatu zacznę; pamiętałam, że istnieje i w jakiej książce, mimo że ją samą czytałam już dawno. O takie właśnie zapadające głęboko we mnie teksty mi chodzi, takimi chcę się dzielić, choć to sprawa subiektywna.
OdpowiedzUsuńPasjonatko, tak - dreszcz.