niedziela, 28 marca 2010
Ballada o Szmuliku
"Na schodach kościoła świętej Katarzyny,
Ktoś gra na harmonii nucąc jakieś rymy,
Tu walczy o życie, żebrać to nie wstyd.
Tu nikt nie pomyśli, że to Żyd!
Lecz gdybyś posłuchał, co nuci cichutko,
To rzekłbyś: Ostrożnie, bo życie trwa krótko.
To przecież chasydzkie melodie, więc sza!
A jakie ma nucić? Tylko takie zna.
Ten żebrak na schodach kościoła
To Szmulik,
Ten kościół go w czasach nieszczęścia
Przytulił.
Tu nuci chasydzkie melodie,
Bo tylko takie zna:
La, la, la, la...
La, la, la, la...
Gra.
Najgorzej, gdy zimno, szron osiadł na palcach,
Chasydzkie melodie przybrały kształt walca,
By nikt ich nie poznał, przyjaciel ni wróg.
Przyjaciel nie słyszy, odgradza go mur.
Za sobą miał ołtarz i święte obrazy,
W sercu lęk śmiertelny, pobożność na twarzy,
Bo Pan chciał widocznie, widząc tyle krzywd,
By życie żydowskie raz ocalił krzyż.
Ten żebrak na schodach kościoła
To Szmulik,
Normalnie by tutaj się z lęku
Nie kulił.
Lecz wojna chce z twarzy Krakowa
Wymazać jego twarz.
La, la, la, la...
La, la, la, la...
Gra."
/sł. Jacek Cygan do muzyki Leopolda Kozłowskiego/
Nawet jeśli przyjedziecie do Krakowa, nawet jeśli znajdziecie czas na zwiedzenie kościoła św. Katarzyny w chrześcijańskiej części Kazimierza, tej historii nie opowie Wam żaden przewodnik. Opowiem więc ja. Pięknymi rymami Jacka Cygana i tym skromnym dopiskiem.
Szmulik Fischer istniał naprawdę. Był jednym z siedmiorga dzieci ubogiego szewca. Rodzina Fischerów mieszkała przy ulicy Sebastiana 33, w oficynie na trzecim piętrze, gnieżdżąc się w jednym pokoju z kuchnią. Na parterze domu, z wejściem od ulicy mieścił się warsztat ojca. Wojnę przeżył tylko Szmulik. Nocami chował się po piwnicach, za dnia udawał niewidomego i żebrał rzewną grą na harmonijce. Przytulony do muru katolickiego kościoła zwiększał swe żydowskie szanse.
Machina śmierci nie upomniała się o Szmulika. Tuż po wojnie wyjechał do Palestyny.
Witaj, Olu. Bardzo lubię tę piosenkę. Dziękuję za kolejną poruszającą opowieść.
OdpowiedzUsuńDoczytałam się w komentarzach (na blogu w Przystani), że piszesz haiku. Czy mogę liczyć na lekturę Twoich perełek?
:) Pozdrawiam.
...Oleńko, dziękuję, dziękuję... dziękuję!.... :)
OdpowiedzUsuńgdy napisałaś o szykowaniu niespodzianki pomyślałam, że to będą zdjęcia z Kazimierza i jakaś historia "nie z podręczników", skrawek życia, okruszek...
i tak jest... ale nie spodziewałam się, że ta opowieść tak mocno mnie będzie dotyczyć...
wzruszyłam się ogromnie...
opowiem ją Przyjaciołom, gdy za kilkanaście dni staniemy u drzwi św. Katarzyny :)
utulam cieplutko...
Od jakiegoś czasu czytuję posty na Twoim blogu i muszę przyznać, że wracam tu często czekając z zaciekawieniem na kolejne wpisy. Moja wiedza na temat kultury żydowskiej oparta jest na obiegowych stereotypach. Dlatego podziwiam Twoją pasję i chęć pokazania historii i tradycji pogardzanego narodu. Dowiedziałam się tylu fascynujących rzeczy, posty napisane są lekkim piórem, z gruntowną znajomością tematu. Będę Twojego bloga polecać innym.
OdpowiedzUsuńBallada bardzo poruszająca.
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Romą-też z dużą przyjemnością czytam Twoje opowieści i będę to dalej robiła,pozdrawiam serdecznie Teresa ze Szczecina:))
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam "Cienie nad rzeką Hudson" mojego koffanego Singera, w której stale przewijają się takie postacie, Moryc i Luria, jedni lepsi inni gorsi, ale stale unosi się nad nimi widmo przeszłości, od której trudno uciec; także nam, którzy czytają wspomnienia, którzy muszą żyć dalej...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Dziewczyny, dziękuję za odwiedziny i wszystkie ciepłe słowa.
OdpowiedzUsuńKasieńko, cieszę się... Tak miało być! :)
Jolanto, zostawiłam adres stronki na Twoim blogu.
Romo, dziękuję za polecanie Bobe Majse. W reklamę "z ust do ust" wierzę najbardziej.
Anhelli, o jakich cieniach mógłby nam opowiedzieć Szmulik... gdyby spisał swoje wspomnienia. Pamięć jest bardzo ważna. Bez niej wszyscy znikamy bezpowrotnie.
Pozdrawiam wszystkich przedświątecznie.
Ciekawe ilu ludzi przechodząc koło wejścia do Św. Katarzyny wie kto na schodach żebrał. Niewielu. Ja tez. Dzięki za ta historię. Ładnie sfotografowałaś Szmulika
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco
Teraz, ilekroć będę na krakowskim Kazimierzu i będę przechodzić koło Św.Katarzyny - zobaczę w wyobraźni Szmulika. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńMarkos, pokazanie nieobecnych jest tak samo ważne, co trudne. Jeśli sądzisz, że choć trochę się udało - to cieszę się. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńAsiu i Wojtku, dziękuję, że zapamiętacie Szmulika.
Pozdrawiam już prawie świątecznie.
Czy Szmulik zginął w Izraelu walcząc z Arabami w którejś wojnie?
OdpowiedzUsuńAnonimowy, niestety nie znam dalszych losów Szmulika... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń