poniedziałek, 3 stycznia 2011
Wypiski z Hanny Krall
W trakcie wciągającej lektury "Reporterki" Jacka Antczaka niejeden raz pomyślałam: Jaka ta Hanna Krall sensowna! Jak ta Hanna Krall mądrze mówi! Na regale stoi jedna, dwie... siedem jej książek. Wszystkie przeczytane. Lata temu. Uczciwie muszę przyznać, że owym lekturom nie towarzyszył zachwyt, nużyły mnie, wydawały się niezrozumiałe. Ważny temat i... rozczarowanie formą. To rodziło frustracje. A jednak kupowałam kolejne tytuły aż do... "Reporterki" właśnie. Tę ostatnią tylko dlatego, że w Taniej Książce kosztowała "całe" sześć złotych. No cóż, piszę prawdę.
Oddajmy na chwilę głos Antczakowi: "Reporterka" to wywiad-rzeka złożony z cytatów. Z rozmów, wypowiedzi (prasowych, dla TV, radia, na czatach internetowych), wywiadów, jakich Hanna Krall udzieliła w swoim życiu." Przeczytałam w jeden wieczór, a potem sięgnęłam do źródeł, po "Hipnozę", "Zdążyć przed Panem Bogiem", "Taniec na cudzym weselu". Jak dobrze, że je wszystkie mam.
Może do książek Hanny Krall trzeba dojrzeć, a może po prostu się zestarzeć?
Z jednego wielkiego cytatu, jakim jest "Reporterka", wykroiłam nieco mniejszy - subiektywny portret pisarki.
"Moim zawodem jest dowiadywać się. Dla reportera najważniejszy jest reportaż, czyli dokonywanie zapisu świata. Po co mi fikcja, jeśli prawdziwe życie jest ciekawsze? Jestem niewolniczo przywiązana do faktów. Tak. Wszystko zdarzyło się naprawdę. Trudno panu w to uwierzyć, prawda? Mnie też trudno. Ja nie stwarzam, ja mówię o świecie stworzonym przez kogoś innego. Widzę? Nie. Miewam poczucie, że od czasu do czasu lepiej słyszę. Dwie rzeczy są ważne: słuch i ciekawość świata. Ponieważ przez całe prawie dzieciństwo izolowano mnie od świata, byłam tego świata ogromnie ciekawa. Czy to wystarczający powód, żeby być reporterem? Jedni ludzie żyją, a drudzy ludzie zapisują. Opowiadam historie moich bohaterów, to wszystko. Są dwa sposoby opowiadania o świecie. Poprzez szeroką, rozległą panoramę, poprzez dzieje narodów, wojny i rewolucje, jak to robi Ryszard Kapuściński. Albo poprzez historię jednego człowieka, jak ja to robię. W historiach, które opowiadam, jest prawdziwa śmierć, prawdziwy strach, prawdziwa odwaga. Może i czytelnicy mają dość wymyślonych historii, prostych prawd, może chcą usłyszeć pytania, na które nie ma odpowiedzi. Historie, które opisuję, są tak dobitne, że każdy czytelnik potrafi zrozumieć, co jest dobre, co złe. I każdy, podobnie jak ja, może sobie zadać pytanie, co sam zrobiłby w danej sytuacji. Czy zachowałby się należycie? Czy stchórzyłby? Czy byłby obojętnym świadkiem, który przechodzi na drugą stronę ulicy?
Zdałam sobie sprawę, że ludzie, którzy przeżyli Zagładę, są nam bardziej potrzebni, niż my im. Ich refleksja, ich smutek, ich wiedza są nam potrzebne... Im straszniejsza historia, tym słowa muszą być prostsze. To, o czym piszę, nie zniosłoby żadnych ornamentów i pióropuszy. Ja zagęszczam, z wielu zdań robię jedno. Nigdy nie opisuję życia od początku do końca. Zawsze jest to tylko epizod. Dostaję dużo listów, ludzie podchodzą do mnie na spotkaniach autorskich. Czasami słyszę kilka przypadkowych słów, zdanie, które zapada w pamięć. Idę ich śladem. Jestem głęboko przekonana, że niektóre historie są przeznaczone specjalnie dla mnie. Staram się umieścić w reportażach jak najwięcej imion, nazwisk i adresów. Są to zawsze autentyczne nazwiska. Tych ludzi zamordowano, nie mają grobów, nie mają nigdzie swojej tabliczki z nazwiskiem. Chciałabym, żeby byli chociaż w mojej książce, żeby ktoś o nich dowiedział się. Chciałabym, aby moi czytelnicy wyobrazili sobie tamtych ludzi - nie tylko ich śmierć, lecz ich życie. Chciałabym, żeby było im przykro, bo już nie ma tamtej cywilizacji, żeby było im żal, żeby zatęsknili za tamtym światem. "Nie ma zbiegów okoliczności, wszystko się ze sobą łączy i ma swój sens". Z każdą książką, każdą kolejną historią upewniam się, że jest właśnie tak, jak powiedział Czechowicz.
Nie pisze się dla bohaterów, tylko dla czytelników. Trzeba pytać o rzeczy najdrobniejsze po to, by odtworzyć świat. Reporter jest ograniczony przez życie. Często wiem, jak powinna historia się potoczyć, ale ona toczy się zupełnie inaczej! Nie wolno mi, niestety, niczego poprawić, nawet drobnych, błahych szczegółów. Jestem uzależniona od faktów. Jak czegoś nie wiem, nie mogę dalej pisać. Ludzie upiększają swoje życie, ale dzięki kłamstwom można poznać ich marzenia. Nie lubię techniki podczas rozmowy. Mikrofon to technika, którą musiałabym zainstalować między sobą a rozmówcą, tam zaś nic nie powinno stać, najwyżej kawa.
Świat jest pełen historii do opisania. Jestem reporterką."
No, tak właśnie. Wszystko jest tak jak napisałaś i jak pisze o sobie Hanna Krall, tylko to jedno małe ale. Reporter, który pisze i przedstawia zwięzłe fakty musi być w tym pisaniu nie tylko ścisły, ale też atrakcyjny. Jak lektura nuży to jest źle, choćby dlatego,ze taką książkę zdarza się odłożyć nieskończoną, a wtedy to już klęska autora. Do Hanny Krall (z całym szacunkiem za mądrość, zwięzłość i obiektywizm) trzeba mieć nastrój i samozaparcie. "Reporterkę " miałam w ręku i swoim zwyczajem przekartkowałam w księgarni, a potem jednak odłożyłam, może niesłusznie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że odkrywasz twórczość Hanny Krall. Niektóre jej książki czytałam po kilka razy, za każdym odkrywając kolejny pretekst do zapomnienia się w tym pisarstwie. Lubię takie pisanie, tak jak określiła je sama autorka: "Albo poprzez historię jednego człowieka, jak ja to robię. W historiach, które opowiadam, jest prawdziwa śmierć, prawdziwy strach, prawdziwa odwaga". Polecam też "króla kier na wylocie". :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW jej książkach zawsze mnie przerażało to, że ona po prostu pyta o te wszystkie rzeczy. Nie potrafię jakoś tego przeskoczyć. Nie potrafię też pytać o to ludzi, choć oczywiście jestem ciekawa. Może jednak ktoś powinien? Naprawdę nie wiem.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu jestem uzależniona od Twojego bloga, tak, jak od świetnych pisarzy, co lepiej słyszą i są ciekawsi świata, niż przeciętny jego obywatel. Tą ciekawość, także moją, zaspokajasz pięknymi treściami, wiedzą leżącą poza codziennym zainteresowaniem zwyczajnych ludzi, a jednak bardzo im potrzebą,choć z tego wciąż zbyt mało zdają sobie sprawę, i ożywianiem historii, która przecież jest częścią nas, mimo innej wiary i pochodzenia. Był czas, gdy żyliśmy obok siebie, a czasem dzięki sobie, my: Polacy i Żydzi. Od czasów inkwizycji uznawano nas za naród tolerancyjny, jak żaden inny w Europie. A jednak powinniśmy się wstydzić.
OdpowiedzUsuńJest mi przykro. Jest mi żal. Wstydzę się. Dziękuję Ci, Bobe Majse !
Jestem krótko po lekturze "Skazana na życie" Anny Langfus. Przyznam, aż trudno wyrazić mi swoje odczucia po jej przeczytaniu, mogę jednak powiedzieć, że jako pierwsza z tematyki Zagłady Żydów wywołała u mnie taką, jakże inną od poprzednich refleksję. Trafne wydają mi się tutaj słowa "Zdałam sobie sprawę, że ludzie, którzy przeżyli Zagładę, są nam bardziej potrzebni, niż my im."
OdpowiedzUsuńBardzo mnie porusza u Hanny Krall obchodzenie się ze słowem, takie bardzo oszczędne. Czasem za bardzo, dla mnie jako dla czytelnika, tak chciałoby się więcej, dokładniej i jeszcze więcej szczegółów... A z drugiej strony, są to rzeczy tak ściskające za serce, że aż nie wypada dopytywać. I przez swoją oszczędność historie są jeszcze bardziej poruszające.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że świat jest jedną wielką opowieścią, obserwując, dokumentując, można zapełnić kajecik pomysłów na całe wieki... Świat to ludzie, a na twarzy każdego z nich, znajduje się mapa całego wszechświata, smutne w tym jednak jest to, że coraz mnie ludzi, pragnie odkrywać nieznane lądy. Zamykamy się w sobie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam panią Hanię :)
ps: widzę, że zgłosiłaś bloga do konkursu. Kiedy będzie można głosować? Na pewno oddam na ciebie swój głos ;P
Pozdrowionka i uściski :) :**
Wasze komentarze potwierdzają moje dylematy. Różnie się Hannę Krall czyta i odbiera. Można lubić, można nie lubić, obojętnym pozostać nie sposób.
OdpowiedzUsuńKaprysiu, to może tak, jak ja... w "Taniej Książce"?
Jolu, mam, czytałam. Ja też wolę "poprzez historię jednego człowieka"...
Sarciu, niektórzy chcą mówić. Bardzo. Gdy już potrafią, chcą wyrzucić z siebie wszystko.
Lewkonio, przemiłe i ważne słowa. Dziękuję. Podpisuję się też pod końcówką Twojego komentarza, ale wiesz... możemy to zmienić. Przynajmniej próbować.
Gaju, dziękuję za czytelniczą podpowiedź.
Basiu, zaraz wrzucę na pasek info od kiedy będzie możliwe głosowanie.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Hannę Krall czytałem w połowie lat 90-ych. Przeżywałem wtedy okres sięgania po lektury, które weszły do kanonu lektur szkolnych po roku 1989 i Hanna Krall spełniała to kryterium. Chyba 3 książki stoją gdzieś tam w moich zbiorach. Na pewno "Zdążyć przed Panem Bogiem" i "Taniec na cudzym weselu". Uczyłem się więc na książkach Hanny Krall historii, gdy pisała o Marku Edelmanie, Żydach ukrywanych w czasie wojny, ale także o ludziach nie związanych ze światem żydowskiej społeczności, czy choćby o wydarzeniach października 1956. Były to czasy kształtowania się mojej świadomości społecznej, politycznej, lektur wieku młodzieńczego. Książki Hanny Krall pamiętam dziś jak przez mgłę, jakiś nastrój, strzępki historii. Nie pamiętam, co spowodowało, że nie sięgnąłem po kolejne pozycje z jej dorobku. Może były to zbyt ciepłe słowa pod adresem Jacka Kuronia czy Bronisława Geremka? A ja już wtedy zdawałem sobie sprawę, że historia naprawiaczy komunizmu typu Kuronia, czy odchodzenie od partii dopiero wtedy, gdy system się walił, jak w przypadku Geremka, to nie moja historia. Identyfikowałem się bardziej z historią leśnych ludzi, partyzantów walczących o beznadziejną sprawę po II wojnie światowej, z ludźmi na marginesie historii w okresie PRL. I w swoich lekturach podążałem w stronę poznania tej najbardziej zapomnianej polskiej historii.
OdpowiedzUsuńNa pewno jednak lektury Hanny Krall były czymś ważnym. Były pierwszym stopniem do wejścia w światy reporterskie Krzysztofa Kąkolewskiego, czy Barbary Stanisławczyk.
Pozdrawiam serdecznie
... mała czajuwa ;] głosik już pofrunął, of course :) :*
OdpowiedzUsuńDanielu, to może czytałeś B.Stanisławczyk "Czterdzieści twardych"?
OdpowiedzUsuńBasiu, dziękuję! Jesteś niezawodna.
Pozdrawiam i do usłyszenia.
Olu, to była pierwsza pozycja, jaką czytałem. Bardzo dobra książka. A największe wrażenie zrobiła na mnie pozycja "Dziewczyny". W zasadzie nie wiem czy nadaje się do polecenia. W czasie jej czytania towarzyszyły mi różne uczucia, a i temat bardzo ciężki. Ale chyba mimo wszystko warto.
OdpowiedzUsuńA widziałaś, że jest taka strona?
www.stanislawczyk.pl
Pozdrawiam
Danielu, znam tę stronę i bardzo podoba mi się pomysł z blatem biurka, jako motywem przewodnim. Prosty i elegancki. "Dziewczyn" cierpliwie poszukuję w Taniej Książce (niestety, już od dłuższego czasu). To może zainteresuje Cię także "Beznadziejna ucieczka przed Basią..." Katarzyny Surmiak-Domańskiej? Świetnie napisane, dające do myślenia reportaże. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPostaram się dotrzeć do tej pozycji. Dzięki.
OdpowiedzUsuńBardzo dobra książka, ja lubię ksiązki Krall, chociaż rzeczywiście słyszy się różne głosy.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa rozmowa (jestem dumny:), na blog trafiłem przypadkiem i teraz czytam wszystkie wpisy. Pozdrawiam szczerze oraz ciepło i... idę szukać "Reporteki" za 6 zł, bo w wydanistwie nie ma juz nawet za 20 (w ogóle nie ma:)), a przydaloby mi się kilka egzemplarzy, żeby sprowokować (w pozytywnym sensie), takie spokojne rozmowy o Pani Hani jak na tym blogu. Jacek Antczak.
OdpowiedzUsuńPs. I przesyłam - w prezencie swoją balladę sprzed lat: http://www.youtube.com/watch?v=qKI1a5bLtcE
Szanowny Panie Jacku, co za miła niespodzianka i zaszczyt! "Reporterkę" za 6 PLN kupiłam w Taniej Książce na ul. Brackiej (nie pamiętam niestety numeru) w Krakowie. Było to już jakiś czas temu, więc pewnie sprzedała się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki, ale... mogę sprawdzić :) Bardzo dziękuję za uroczą balladę i pozdrawiam już prawie weekendowo.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, na ul. Grodzkiej. Na Brackiej była filia wspomnianej Taniej Książki, ale już ją zlikwidowano.
OdpowiedzUsuń