sobota, 29 maja 2010
Tel Awiw - Kraków
Tel Awiw - Kraków, czyli krótka historia wielkiej radości.
Na początku był... mail. Typowe dla naszych czasów, prawda? Jeśli myślicie, że to kontakt blogowy, że ktoś odkrył Bobe Majse, a potem do mnie napisał - macie rację. Nie chcąc wystawiać na próbę Waszej cierpliwości szybko dodam, że owo wirtualne spotkanie jest dla mnie przemiłe i wyjątkowe. Bobe Majse dotarło tam, gdzie marzyłam - do Izraela i spotkało się z ciepłym przyjęciem. Zahar obdarzył mnie swoją uwagą, historią życia (to temat jeszcze na wiele maili) i życzliwością, a także...
Wzruszona - bardzo Ci, Zahar dziękuję.
P.S. Tytuł książki, która przyfrunęła do mnie z Izraela - 'A historical atlas of the Jewish People'.
Zazdroszczę ;) Mam nadzieję, że podzielisz się znalezionymi w niej perełkami na stronie... Choć właściwie cała książka jest taką :) Szczęściara :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Takie podarunki zawsze cieszą. Ktoś, gdzieś w odległym miejscu na ziemi poświęca Ci kilka chwil, tak mało, a tak dużo! ;))
OdpowiedzUsuńPięknie... a do jutra jestem w Krakowie i już żałuję powrotu do Szczecina...
OdpowiedzUsuńGratuluję. Z doświadczenia wiem, jaka to radość...
OdpowiedzUsuńŚwietna (foto)historia :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Anhelli, oczywiście będę się dzielić i dzielić :) a księga duża i gruba. Margo, dystans zabójczy, mimo to napiszę - odwiedzaj Kraków częściej. Pozdrawiam tym cieplej, im więcej niebo wylewa wody. Litości już...
OdpowiedzUsuńPoznaje pocztę :)) mieszkam niedaleko. Dwa dni temu odkryłam ten blog i się w nim zakochałam,nie po drodze to trochę z moją sesją, ale trudno - warto.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aśka
Asiu, sąsiadko ;) Witam Cię serdecznie. Zostań z Bobe Majse, oczywiście nie kosztem sesji :) Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńJak milo, takie niespodzianki ciesza...
OdpowiedzUsuńcieszę się z Tobą... trzymaj tę niteczkę i nie puszczaj :)
OdpowiedzUsuń