niedziela, 6 grudnia 2009
"I to jest właśnie Kazimierz" (A.Stern)
Wraz z zachodzącym słońcem i zamykającymi się okiennicami stylizowanych na żydowskie sklepików kończył się kolejny udany dzień w Kazimierzu nad Wisłą. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko książki. Leniwe, urlopowe myśli bezwiednie ułożyły się w listę życzeń.
Żebym naprawdę chciała ją kupić, nawet jeśli okaże się droga... Żebym nie mogła się doczekać, kiedy zacznę ją czytać... Żeby okazała się tak dobra, że żal mi będzie czytać ją szybko... Żeby była o żydowskim Kazimierzu, prawdziwym żydowskim Kazimierzu...
Świąteczna pora i fakt, że w miasteczku istnieje jedna tylko księgarnia zamieniły listę w list do św. Mikołaja. „Pisz na Laponię!” – zaśmiałam się w duchu, parafrazując powiedzonko „Pisz na Berdyczów!” i spacerowym krokiem ruszyłam w stronę hotelu.
A jednak... Gdy na wystawie kawiarni (tak, tak) zobaczyłam kilka książek, a wśród tytułów „Kazimierz vel Kuzmir. Miasteczko różnych snów” i gdy opanowałam drżenie serca oraz kolan, zanim jeszcze weszłam do środka – uwierzyłam w siwobrodego świętego.
Pokaźny tom stanowi przedruk wybranych tekstów o Kazimierzu Dolnym doby XIX, XX i XXI wieku, tekstów – co należy podkreślić – różnorodnych. Znajdzie coś dla siebie zarówno miłośnik historii, jak i legend; amator prozy, poezji, bądź wspomnień. Pana nudzi Kuncewiczowa? Co pan każe... Może Szalom Asz? Segałowicz zbyt patetyczny? To może szanowna pani raczy... wiersz Przybosia, lub... co by tu?... na ten przykład Bielskiego?
Nie brak opowieści o tym, jak Kazimierz budowano, niszczono i restaurowano; jak we władanie brali go letnicy i artyści; jak zmieniła go wojna i epoka PRL-u. Żydowscy i nie-żydowscy autorzy, z zacięciem literackim lub dziennikarskim upamiętniają, utrwalają, uwieczniają, wcale przy tym nie myśląc szumnie o potomnych, ot – po prostu nie mogąc w sobie pomieścić zachwytu urodą i fenomenem Miasteczka. Sielskie krajobrazy i romantyczna architektura współistnieją z żydowską nędzą i zagładą, letnie rozleniwienie z wytężoną urbanizacją. Postać na zdjęciu z okładki książki – kobieta stojąca na Górze Trzech Krzyży i rozkładająca szeroko ramiona – zdaje się mówić: „Tu jest wszystko!”
Tanecznym krokiem, przyciskając książkę do piersi, ruszyłam w stronę hotelu. Pobłażliwe, acz łagodne oko zawiesił na mnie św. Mikołaj biskup – zaklęty w rzeźbę zdobiącą fasadę kamienicy Przybyłów – patron jednego z braci fundatorów. Teraz już wiem, że w Kazimierzu najwięcej jest... magii.
Przeczytajcie „Kazimierz vel Kuzmir” i śnijcie o Miasteczku, jeśli jeszcze tam nie byliście.
Sięgnę po książkę o Kazimierzu, skoro rekomendujesz - i skoro tam jest wszystko:)
OdpowiedzUsuńSzczerze muszę napisać, że trudno ją zdobyć. Wydawnictwo UMCS, dystrybucja lokalna. Chyba, że jesteś z Lublina, lub okolic :)
OdpowiedzUsuńW Krakowie widziałam ją tylko w 'Galicia Jewish Museum' (mają księgarnię) na Kazimierzu, ul. Dajwór. Sprzedają także na www.merlin.pl
Jeszcze goręcej polecam sam Kazimierz Dolny. O Miasteczku (dla mnie już na zawsze przez duże "M") pewnie jeszcze będzie na Bobe Majse :)
Miłych resztek niedzieli ;)
Ola
Piękny jest Kazimierz Dolny, zwłaszcza dla takich romantyczek jak autorka tego bloga, ja też jestem w nim zakochana, a byłaś w domu Kuncewiczów?
OdpowiedzUsuńGrażyno-Anno,
OdpowiedzUsuńByłam, zwiedzałam. Sam spacer do Kuncewiczówki to atrakcja i przyjemność. Jedną drogą można dojść, inną wrócić, no i te wąwozy... O Kazimierzu Dolnym jeszcze będzie na blogu, a więc i pewnie o "Dwóch księżycach" :)
Spokojnego poniedziałku,
Ola - Bobe Majse
Rozczuliła mnie Twoja pasja! Też lubię Kazimierz. Uściski Olu!
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię także, Magódko.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś ze mną.
Kazimierz jest tak wyjątkowy, że nawet tabuny turystów nie są w stanie zadeptać jego uroku.
Jak się czegoś bardzo pragnie, to nawet w świąteczny dzień książki sprzedają w kawiarni. To w nawiązaniu do Twojej życiowej filozofii, którą podzielam (nawet nie wiesz, jak bardzo).
Ola
Kazimierz pokochałam od 70 roku z czasów plenerów w LP w Nałęczowie, miałam wielu przyjaciół ,znajomych, teraz jeżdżę na spacery wąwozami i do Mięćwierza
OdpowiedzUsuńJaga, ech... to musiały być czasy! :) Pozdrawiam Cię, Ola
OdpowiedzUsuńDoskonaly wpis. Taki Bobemajsowy:-):-)
OdpowiedzUsuń