sobota, 31 października 2009
Dziś, wczoraj, jutro
Przełom lata i jesieni tego roku. Piątkowy wieczór. Koncert akordeonisty Tomasza Drabiny w Galicia Jewish Museum. Kawiarniana muzyka paryska w stylu „musette”, argentyńskie i polskie tanga, tematy klezmerskie, bałkańskie i... własne kompozycje artysty. Dla jednej z nich – „W drogę” – kupiłam płytę.
Utwór porusza we mnie coś najgłębszego, co dla mnie samej stanowi jeszcze tajemnicę.
barką po rzece
na suchym kiju wsparty
kiedy wyruszę
To haiku napisałam kilka lat temu.
czwartek, 29 października 2009
Dlaczego
Kto dowiaduje się o moich zainteresowaniach zadaje jedno, niezmienne pytanie: „Dlaczego judaizm?”, a gdy wspominam o studiach podyplomowych – pada dodatkowe: „Dlaczego studia?” Z tym ostatnim pytaniem dane mi było nawet zmierzyć się „urzędowo”. Na liście dokumentów wymaganych przez uczelnię znalazło się bowiem „Podanie o przyjęcie na studia”. Napisałam szczerze i prawdziwie, że od kilku lat interesuję się tą tematyką, że chcę uporządkować wiedzę i zdobyć dyplom tę wiedzę potwierdzający. Mimo wszystko zabrzmiało sucho, no – „urzędowo” właśnie.
Tymczasem słowo „judaizm” tyle w sobie dla mnie mieści. Stoją za nim lata lektur, „odkryć” i wzruszeń. Jak opisać w podaniu rozterkę, którą – dawno, dawno temu – przeżywałam w księgarni, ważąc w dłoniach „Madame” Libery i „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku” Ligockiej? Wybrałam „Dziewczynkę...” i tak to właściwie się zaczęło. Potem szukałam w Podgórzu śladów getta i trafiłam do Muzeum „Apteka pod Orłem”. Tam usłyszałam o książce Pankiewicza. Po lekturze zapragnęłam poznać żydowskie życie sprzed Zagłady.
Zaczęłam od zwiedzania krakowskich synagog – zorganizowanego, z przewodnikiem. Choć bardzo lubię zwiedzać, zwykle nie zapamiętuję wiele. Tym razem było inaczej. Po powrocie do domu – zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie – spisałam to, co usłyszałam na spacerze. Na trwałe zagościło w mej pamięci pierwsze słowo-klucz – aron ha-kodesz.
Jak opisać wszystkie podróże szlakiem judaików i przygody w trakcie tych podróży? Radość z wyrwy w ogrodzeniu bobowskiego kirkutu, dzięki której mogłam przeczołgać się pod odgiętymi nieco prętami i zwiedzić ten wyjątkowy cmentarz. Jak oddać zachwyt każdą, nawet zrujnowaną synagogą? I jak wyjaśnić to, że mogę przed każdą stać i patrzeć, patrzeć, patrzeć?
Być może to wszystko byłoby bardzo proste, gdybym wierzyła w reinkarnację, ale nie wierzę.
środa, 28 października 2009
Prezenty Wujka Marcina
Tak naprawdę Wujek Marcin jest moim kolegą, nie krewnym. Ot, taka ksywa. Wujek nie interesuje się judaizmem; ma inne hobby, a przede wszystkim rozliczne talenty. Oczywiście wie o mojej pasji i „podrzuca”: a to ciekawy link (moje imię po hebrajsku, animację zapalania chanukowych świeczek), a to ciekawy film („Wszystko jest iluminacją”, „Uszpizin”, „Przyjeżdża orkiestra”), a to prezent.
Pierwszym prezentem był kalendarz. Gregoriański, a jakże, ale ze zdjęciami z Izraela i dodatkowo zaznaczonymi świętami żydowskimi. Całość bardzo sprytna, ładna i użyteczna. Nie tak łatwo było taki kalendarz kupić. Wujek przemierzył wzdłuż i wszerz gród Kraka, by znaleźć dokładnie to, co sobie zamierzył.
Drugi prezent – ponadczasowy – nożyk do otwierania listów zdobiony motywem Gwiazdy Dawida. Drobiazg wypatrzony na Targu Staroci, a więc „z duszą”. Do tego własnoręcznie przez Wujka wykonane opakowanie: oklejone materiałem pudełeczko, a w środku pianka przycięta na kształt nożyka.
Gdy zimno, wietrznie i mokro (oraz za każdym razem, gdy przychodzi list) wyciągam prezent od Wujka i ciepło o Nim myślę. Dziękuję!
P.S. Do określenia „nie interesuje się judaizmem” przykładam własną miarę :) W rzeczywistości osoby klasyfikowane przeze mnie j.w. mogą reprezentować pośrednie, lub okolicznościowe „stany zainteresowania” :)
niedziela, 25 października 2009
Oswajanie bloga
Wspominałam, że w blogowaniu debiutuję. Nic zatem dziwnego, że od razu coś poszło nie tak. Post był już gotowy, zdjęcie wklejone, brakowało tylko tytułu. Przez dłuższą chwilę nic sensownego nie przychodziło mi na myśl. "Debiut", "początek", "powitanie". Zaraz, zaraz... Jest sobota, 10 minut do północy. Jeśli poczekam z publikacją - będzie niedziela, a niedziela to w żydowskim kalendarzu "dzień pierwszy". Czy może być lepszy tytuł dla debiutanckiego posta na judaistycznym blogu? Poczekałam, opublikowałam, patrzę.
Jest! A jakże: Sobota, 24 października 2009. Ustawienia, formatowanie, strefa czasowa. Dziwna. Zmieniam na środkowoeuropejską. Sprawdzam. Bez zmian: sobota i nie chce być inaczej. Przejście z czasu letniego na zimowy? Daty się zgadzają, godziny nie, więc może to jednak błąd ustawień? A może komputer zmienia czas o północy, a nie trzeciej nad ranem?
Nie wiem, nieważne. Szczęśliwi czasu nie liczą. To ciekawe, że w tak szczególnym dniu roku zaczęłam pisać bloga. Czy uda mi się cofnąć czas? W każdym razie biorę to za dobrą wróżbę.
sobota, 24 października 2009
Dzień pierwszy
Najtrudniej zacząć, prawda?
Jeden krótki post z informacją, że jestem, witam i że na niniejszym blogu chcę się dzielić moją pasją, którą jest... judaizm. Od pięciu lat, a może trochę dłużej, zgłębiam tę tematykę samodzielnie. W tym roku poszłam o krok dalej – zostałam słuchaczką podyplomowych studiów „Żydowski świat. Historia – Religia – Kultura – Dziedzictwo”.
Nie tak dawno ktoś mi powiedział: „Nie można całe życie studiować, przyswajać. Przychodzi moment, kiedy to, co się otrzymało trzeba przetworzyć i tym się podzielić”. W blogowaniu debiutuję. Pozostaje mieć nadzieję, że wytrwam i że wciągnie mnie ono równie mocno jak to, o czym chcę pisać.